
Był to drugi sezon po przejęciu przez spółkę Ekstraliga.SA. Trudno ocenić, czy nowy format rozgrywek się sprawdził, czy nie. Na to pytanie potrzeba było czasu, tak więc tym razem nie zmieniono zasad.
Jeśli chodzi o składy: W Lesznie nie poczyniono większych ruchów. Odeszli mało znaczący Hougaard i McGowan i Robert Miśkowiak a do drużyny dołączył Adam Shields. Prawdziwą ofensywę transferową wykonała ekipa z Częstochowy. Do drużyny dołączył Nicki Pedersen, Tomasz Gapiński i młodziutki i nikomu nie znany Brytyjczyk Tai Woffinden. Zastąpili oni Lucasa Drymla, Antonio Lindbaecka i Sławomira Drabika. W Toruniu Mateja Zagara i Alesa Drymla zamieniono na Chrisa Holdera i Hansa Andersena. Włókniarz był turbo faworytem do zdobycia złota. Jak to jednak już w historii bywało, Dream Teamy nie są kluczem do sukcesu.

Nasza opowieść koncentruje się na drużynie z Torunia, która pomału zaczynała oglądać się za nowym stadionem, który wkrótce miał powstać. Drużyna Apatora sezon rozpoczęła od 8 wygranych spotkań(!) w tym z wygranym meczem na wyjeździe z Włókniarzem Częstochowa. Pierwsza porażka przyszła dopiero 20.06 w meczu domowym z… Unia Leszno. Świetny start sezonu i dobra passa była kontynuowana z powodzeniem. Do końca rundy zasadniczej Unibax przegrał jeszcze tylko jedno spotkanie… u siebie z Włókniarzem w stosunku 34:59 tracąc przy tym punkt bonusowy. Runda zasadnicza zakończyła się dla nich 2 miejscem i dorobkiem 30 punktów. O jeden mniej zdobyty punkt od prowadzących częstochowian był właśnie tym przegrany bonusem w ich bezpośrednim pojedynku. Obie ekipy zaliczyły ten sam bilans: 12-0-2.

W pierwszej rundzie Play Off Unibax mierzył się ze Stalą Gorzów. W pierwszym spotkaniu w Gorzowie zaliczyli wygraną 47:43 i poprawi u siebie 66:25 meldując się w półfinałach. Falubaz awansował tu jako Lucky loser a Unibax mając najlepszy bilans po ćwierćfinałach był na szczycie małej tabelki. W pierwszym półfinale lepsi okazali się być jednak Zielonogórzanie, którzy wygrali u siebie 48:42 i w rewanżu trzeba było odrabiać 6 punktową stratę. Toruń na własnym torze był jednak super mocny i pewnie wygrał 57:36 meldując się w finale. Tam o dziwo nie czekała na nich ekipa Włókniarza. Lwy, napakowane jak kabanos nie dały rady Unii Leszno i nie awansowały do finału.
Tak więc mieliśmy finał Leszczyńsko – Toruński czyli rewanż za rok poprzedni. Tym razem obie drużyny ominął pech kontuzji – w najsilniejszych składach spotkali się w pierwszym meczu w Lesznie. Unibax w zasadzie w 4 wygrał to spotkanie 49:41. Andersen, Sullivan, Jaguś i Holder zdobyli 48 z 49 punktów całej drużyny i zapewnił sobie 8 punktów zaliczki przed rewanżem u siebie. Rewanż nie był jednak spacerkiem. Po 3 biegach było już 12-6 dla gości i wypracowanej przewagi zostały tylko 2 pkt. Gospodarze wzięli się jednak do roboty i po 9 biegach prowadzili już 2 punktami. Ta przewaga wzrosła do punktów 4 przed 13 wyścigiem, który mógł zdecydować o złocie. Aby przedłużyć swoje szanse, drużyna z Leszna musiała wygrać ten wyścig podwójnie. Sullivan z Holderem mierzyli się z Hampelem i Balińskim. Start wygrali gospodarze próbując ułożyć się w parę, jednak wcisnął się między nich Jarosław Hampel. Taki stan rzeczy utrzymywał się przez 4 kółka i Unibax Toruń ponownie w XXI wieku został Drużynowym Mistrzem Polski!
Fot: Ireneusz Romanek, Retro Speedway
Autor: Rafał Świderski