
Nic nie może przecież wiecznie trwać, jak mawia klasyk. Z tego samego założenia wyszli zarządzający ligą i ponownie zmienili nam format rozgrywek. Nie byłoby w tym może zbyt wiele dziwnego gdyby nie fakt, że powrócono do tego sprzed zmiany w 2005 roku. Tak więc ponownie po 14 kolejkach dzieliliśmy ligę na pół i miejsca 1-4 biły się o medale w formacie każdy z każdym i analogicznie miejsca 5-8 walczyły o utrzymanie. Różnica była taka, że przyznawano punkt bonusowy drużynie, która okazała się lepsza w dwumeczu. Na pozycjach juniorskich mogli też startować obcokrajowcy.
Standardowo doszło do kliku zmian kadrowych. Włókniarz po nie do końca udanym sezonie postanowił wytoczyć cięższe działa, dlatego zakontraktował Grega Hancocka i Lee Richardsona oraz młodych Christiana Hefenbrocka i Petera Ljunga. W Bydgoszczy pojawił się młodziutki zawodnik z gigantycznym talentem – Emil Sajfutdinov. W Tarnowie postawiono na sprawdzoną ekipę. Atlas Wrocław podziękował Antonio Lindbackowi i Krzysztofowi Słaboniowi. W ich miejsce przyszedł Jason Crump oraz Kenneth Bjerre. Na juniorce śmigał zaś Nicolai Klindt.

Drużyna Atlasu była mocna na papierze, ale nie spodziewał się chyba nikt, że aż tak. Dokładnie tak postawioną tezę zdawał się tylko potwierdzać początek sezonu. Na otwarcie u siebie podołali Polonii Bydgoszcz, minimalnie ulegli w Toruniu, wygrali z Włókniarzem u siebie i ponownie na wyjeździe, tym razem w Tarnowie dali się pokonać. To, co jednak wydarzyło się później było żużlowym pokazem siły. Atlas wygrał wszystkie mecze do ostatniej kolejki rundy zasadniczej, w której dał się pokonać na wyjeździe Polonii Bydgoszcz. Atlas zakończył te fazę rozgrywek na 1 miejscu notując bilans: 11-0-3 i zgarniając wszystkie 7 możliwych do zdobycia punktów bonusowych. Tabela w tym momencie wyglądała następująco: Prowadził Atlas z przewagą aż 7 punktów nad Włókniarzem Częstochowa, 10 nad Unią Tarnów i 11 nad Polonia Bydgoszcz. Trudno było się spodziewać, że Atlas nie dowiezie tej przewagi do końca sezonu i nie zdobędzie 4 w historii Drużynowego Mistrzostwa Polski.

Runda finałowa była ponownym pokazem kto tutaj rządzi. Atlas teoretycznie mógł sobie zapewnić zwycięstwo w rozgrywkach już po 3 meczu rundy finałowej. Nie musiałby też zwracać uwagi na bonusy, gdyż co oczywiste w jednym z tych meczów przeciwnikiem był 2 w tabeli Włókniarz. Atlas w 15 kolejce wygrał u siebie z Bydgoszczą, potem na wyjeździe mierzył się ze wspomnianym Włókniarzem. Mecz był bardzo zacięty, do samego końca ważyły się losy zwycięstwa. Ostatecznie górą okazali się goście z Wrocławia. By przypieczętować tytuł wystarczyło postawić kropkę nad i w domowym meczu 17 kolejki z Unią Tarnów.
Ekipa dowodzona przez Marka Cieślaka musiała czekać cierpliwie na wykonanie tego zadania, gdyż mecz został przesunięty o godzinę z powodu opadów deszczu. Gdy prace na torze się zakończyły a w ruch poszły maszyny bardzo szybko okazało się, że tego dnia nic nie jest w stanie przeszkodzić gospodarzom w zdobyciu tytułu. Atlas nie tyle, co postawił kropkę nad i. Oni stawiając ją zrobili dziurę w trzech następnych kartkach, wygrywając z poprzednim Mistrzem aż 64:26.
Trzy kolejne mecze były już bez znaczenia dla Atlasu. Fetę mistrzowską przygotowano na kolejny mecz domowy, przypadający na ostatnią kolejkę sezonu. Tam mierzyć się mieli z Włókniarzem. Mecz był zacięty ale ostatecznie jednak przegrany przez gospodarzy. Nikomu jednak nie przeszkodziło to w świętowaniu. Atlas Wrocław Drużynowym Mistrzem Polski!
Zdjęcia: Ireneusz Romanek, Retro Speedway
Autor: Rafał Świderski