Drużyny Ekstraliga Wpisy

2 dni do startu Ekstraligi!

Przed sezonem 2023 w gabinetach włodarzy toczyły się dyskusje nad przywróceniem zawodników, którzy nie mogli startować w poprzednim roku. W pewnym momencie wydawało się nawet, że cała sprawa może zakończyć się w sądzie, ale ostatecznie osiągnięto porozumienie, a wykluczeni zawodnicy, posiadający polskie obywatelstwo, znów mogli startować w lidze. Co więcej, od tego momentu mieli być klasyfikowani jako Polacy, a to po dziś dzień ma znaczący wpływ na konstruowanie składów.

Wiele działo się również na rynku transferowym. Absolutnym hitem była informacja o tym, że klub zmienia Bartosz Zmarzlik. Wychowanek gorzowskiej Stali zdecydował się dołączyć do Motoru Lublin, który po mistrzostwie Polski postanowił mocno przeformatować swój skład. Kolejnymi nowymi zawodnikami Koziołków zostali Fredrik Lindgren i Jack Holder. Mieli oni zastąpić Mikkela Michelsena i Maksyma Drabika, którzy odeszli do Włókniarza Częstochowa. Z klubem pożegnał się też kończący wiek juniora Wiktor Lampart, który wybrał Apator Toruń, a zastąpić go mieli Kacper Grzelak lub wchodzący dopiero do ligi Bartosz Bańbor. Kolejnym zaskakującym transferem, zawodnika długo związanego z jednym klubem, było przejście Piotra Pawlickiego z Unii Leszno do Sparty Wrocław. W Gorzowie skład uzupełnił Oskar Fajfer, a do Leszna wrócili Grzegorz Zengota i Bartosz Smektała. Kluby zmienili również byli australijscy mistrzowie Świata. W kontrowersyjnych okolicznościach z Lesznem pożegnał się Jason Doyle, który miał kontynuować karierę w Krośnie, a jego miejsce w drużynie Byków zajął Chris Holder.

Początek sezonu to absolutna dominacja zespołu z Wrocławia. W przełożonym meczu pierwszej kolejki wrocławianie pokonali na wyjeździe ówczesnego mistrza z Lublina i udowodnili, że aspiracje w tym sezonie mają ogromne. Motor jednak nie ustępował i, mimo trudności związanych z kontuzjami (Dominik Kubera), próbował wytrzymać tempo narzucone przez głównych rywali. Sparta pierwszy mecz przegrała dopiero w trzynastej kolejce, kiedy to, osłabiona brakiem Piotra Pawlickiego, uległa w Lesznie. Motor zanotował bardzo bolesną porażkę w Grudziądzu oraz minimalną w Toruniu, ale prawdziwy hit czekał nas w kolejce czternastej. Do Wrocławia przyjechał osłabiony brakiem Jacka Holdera zespół z Lublina i, nieoczekiwanie, wygrał 49-41. Było to ostatnie spotkanie przed fazą play-off, w której te zespoły miały stoczyć najważniejszy bój. Niewątpliwie taka porażka mogła zasiać niepokój w szeregach Spartan, choć nie brakowało również głosów mówiących o specyficznym przygotowaniu toru, tak żeby nie zdradzać rywalom nic, co mogłoby pomóc w ewentualnym finale.

Sparta wygrała rundę zasadniczą, a w ćwierćfinale przyszło jej zmierzyć się z Unią Leszno. To, co los zabrał w kolejce trzynastej, wydarzyło się więc w piętnastej. Piotr Pawlicki wrócił na stare śmieci, dołożył 10+2, a Sparta pokonała Unię. Dokładnie tak samo było w rewanżu, choć ważniejsze od samej porażki były jej rozmiary. Okazało się bowiem, że wszystkie przegrywające drużyny mają bardzo zbliżoną ilość małych punktów, a ponieważ żadna z nich nie zdołała wygrać meczu, to właśnie one miały decydować o tym, kto zajmie ostatnie miejsce w fazie półfinałowej. Finalnie, za sprawą świetnego występu Pawła Przedpełskiego (12 punktów), to miejsce przypadło Apatorowi, który łącznie zgromadził 83 punkty. Stal miała ich 81, a Unia 79.

Na drugi mecz półfinałowy w szeregi Motoru wrócił Jack Holder, ale bardziej zaskakujące było to, co wydarzyło się w pierwszym, gdy pod jego nieobecność Koziołki pokonały Włókniarz Częstochowa aż 54-36. Tak wysokie wyjazdowe zwycięstwo nie pozostawiło żadnych złudzeń, a Motor miał na wyciągnięcie ręki trzeci, kolejny finał ligi. Formalność została dopełniona w Lublinie, gdzie Motor pozwolił rywalom uzbierać zaledwie 32 punkty. Dużo więcej działo się w drugim półfinale. Apator zremisował domowe spotkanie ze Spartą, i w rewanżu nie dawano mu wielkich szans, do czasu, gdy sprawy zaczęły się dla wrocławian mocno komplikować. Przed spotkaniem kontuzji nabawił się Tai Woffinden, a już w trakcie meczu, po awarii sprzęgła w swoim motocyklu, bardzo pechowo upadł również Maciej Janowski, który nie był zdolny do kontynuowania zawodów. Na domiar złego, cztery wyścigi później, na tor upadł także zastępujący Woffindena Charles Wright, i on również nie był w stanie wrócić na tor. Apator stanął przed wielką szansą, ale nie potrafił wykorzystać osłabienia rywali. Zawiódł Robert Lambert, autor zaledwie czterech punktów, który w kluczowym, dwunastym biegu, stojąc na pierwszym polu, nie poradził sobie z parą Bartłomiej Kowalski – Kevin Małkiewicz. Warto dodać, że dla szesnastoletniego Kevina, który w całym meczu zdobył 7+2, był to dopiero piąty ligowy start w życiu.

Niestety, przed finałami sytuacja kadrowa Sparty nie uległa poprawie. Do pierwszego meczu finałowego przystąpili oni bez Taia Woffindena i Macieja Janowskiego, co z miejsca sprawiło, że misja wydawała się być niewykonalna. Nawet mimo świetnej postawy Daniela Bewleya (16+1), Motor spokojnie kontrolował przebieg spotkania i zwyciężył 51-39, co trzeba przyznać, i tak było dla wrocławian niezłym wynikiem. Nadzieje w serca fanów wlał powrót do składu Woffindena, ale na Olimpijskim szybko okazało się, że sprawy nie da się uratować. Po czterech biegach Motor prowadził 16-8, a po siedmiu 28-14. Po wyścigu dziewiątym już tylko matematyka i ewentualne wyniki 5-0 dawały złudzenia, a po dziesiątym było pewne, że to Motor Lublin po raz drugi z rzędu zostanie drużynowym mistrzem Polski, a Bartosz Zmarzlik zdobędzie swój pierwszy złoty krążek tych rozgrywek w seniorskiej karierze.

Fot: Patryk Kowalski
Autor: Piotr Wojciechowski