
Po dziwnym i wyjątkowym sezonie 2020, w którym otrzymaliśmy nową tabelę biegową, nadszedł czas na kolejne istotne zmiany. Tym razem pochylono się nad zestawieniem drużyn w meczach ligowych. Nowy pomysł centrali zobligował kluby do posiadania wśród piątki seniorów co najmniej jednego zawodnika do lat 24. Wymusiło to ruchy w wielu klubach – prezesi musieli na nowo skonstruować swoje długoterminowe plany w oparciu o ten przepis, a zawodnicy, którzy byli na pograniczu pozostania w lidze, nagle stali się łakomym kąskiem. Tym oto sposobem w Gorzowie pozostał Rafał Karczmarz, w Zielonej Górze postawiono na duet Mateusz Tonder – Damian Pawliczak, a w Częstochowie zatrudnienie znalazł Jonas Jeppesen.
Okienko transferowe było bardzo emocjonujące. Zdecydowanie najważniejszym ruchem było przejście Artema Laguty do Sparty Wrocław, co z miejsca miało sprawić, że ta włączy się do walki o mistrzostwo Polski. W Lesznie postanowiono zrezygnować z Bartosza Smektały, a w jego miejsce w drużynie pojawił się Jason Doyle. Z klubem pożegnał się również Dominik Kubera. Sytuacja bardzo długo budziła wielkie emocje, a sam zainteresowany finalnie nie mógł wystąpić w pierwszym spotkaniu swojej nowej drużyny z Lublina. Wspomniany wcześniej Smektała dołączył do Włókniarza Częstochowa, a na podobny krok zdecydował się też Kacper Woryna. Po transferze Laguty we Wrocławiu zabrakło miejsca dla Maxa Fricke’a, który postanowił kontynuować karierę w Zielonej Górze, a do powracającego w Ekstraligowe progi Torunia ściągnięto po dobrym sezonie w Rybniku, wypełniającego przepis o zawodniku U-24, Roberta Lamberta.

Po latach dominacji Unii Leszno wydawało się, że wreszcie pojawił się ktoś, kto może ich zdetronizować, jednak Sparta Wrocław nie rozpoczęła sezonu tak, jakby to sobie wymarzyła. Już w drugim meczu sezonu poniosła bowiem porażkę w Grudziądzu 44:45. Duży wpływ na wynik meczu miała sytuacja z początku spotkania, gdy na tor upadł Tai Woffinden. Brytyjczyk nie był zdolny do kontynuowania zawodów, a zastępować go musieli juniorzy wrocławskiej drużyny. Grudziądzanie wykorzystali sytuację, co w końcowym rozrachunku okazało się być kluczem do ich utrzymania w lidze. W kolejnym meczu w Lublinie za Taia stosowane było zastępstwo zawodnika, ale brak jednego z liderów nie udało się w ten sposób zniwelować. Sparta ponownie przegrała. Trzykrotny mistrz świata wrócił dopiero na szóste spotkanie sezonu z Unią Leszno, ale do tego czasu drużyna wygrała oba spotkania. Tak samo było w starciu z Bykami, a spartanie nie zamierzali się zatrzymywać. Do końca rundy zasadniczej wygrali wszystkie spotkania i to właśnie oni zameldowali się na szczycie tabeli na koniec rundy. W tym samym czasie trwała zażarta walka o utrzymanie w lidze pomiędzy ekipami z Torunia, Grudziądza i Zielonej Góry. Decydujące spotkanie odbyło się w ostatniej kolejce, gdy GKM, który do tej pory w żadnym z trzynastu spotkań nie przekroczył bariery 45 punktów, pokonał Włókniarz Częstochowa, tym samym przeskakując Falubaz, który po latach świetności musiał pogodzić się z degradacją.
Do półfinałów awansowali finaliści zeszłorocznych rozgrywek z Leszna i Gorzowa, a także Motor Lublin. Drużyna, która w 2017 roku powróciła na żużlową mapę Polski, coraz śmielej poczynała sobie w szeregach ekstraligowców. Tym bardziej, gdy już w pierwszym z półfinałowych spotkań w Gorzowie, mimo 18 punktów Bartosza Zmarzlika, pokonała miejscową Stal 49:41 i utorowała sobie drogę do finału ligi. Takim samym wynikiem, również na korzyść gości, zakończył się mecz w Lesznie. Pozbawieni armat na pozycjach juniorskich leszczynianie, z dodatkowo zawodzącymi liderami – Pawlickim (6 punktów), Kołodziejem (6), Sajfutdinowem (7) – nie sprostali rozpędzonej Sparcie Wrocław. W drugim meczu postawili się trochę bardziej, przegrywając 43:47, ale nie zmieniło to faktu, że w polskim speedwayu nastąpiła zmiana na tronie. Unia Leszno, po czterech latach rządów, musiała oddać berło w inne ręce. O koronę zawalczyć miała potentat z Wrocławia i Kopciuszek z Lublina, dla którego sam awans do finału był przeogromnym sukcesem i gwarancją dopiero drugiego w historii klubu medalu drużynowych mistrzostw Polski.

Przed pierwszym finałowym starciem nad drużyną z Lublina zgromadziły się czarne chmury. Okazało się, że niemożliwy z powodu kontuzji będzie występ Grigorija Laguty, który do tej pory był drugim najlepszym zawodnikiem w drużynie. Motor przystąpił więc do meczu z zastępstwem zawodnika, a samo spotkanie to jedno z najlepszych widowisk, jakie przyszło nam oglądać w minionych latach. Absolutnie fenomenalne ściganie i emocje do samego końca. Największa przewaga, jaką zanotowano w trakcie zawodów, to sześć punktów na korzyść Sparty przed biegami nominowanymi. Wtedy też, mając jedyną w meczu okazję do zastosowania rezerwy taktycznej, sztab gospodarzy podjął absurdalną decyzję o tym, żeby do czternastego biegu nie desygnować swojego lidera, Mikkela Michelsena. Michelsen pojechał wraz z Kuberą w wyścigu piętnastym i zdecydowanie ten wyścig wygrał, zapewniając koziołkom remis. Można się zastanawiać, czy jego absencja w czternastym wyścigu nie zabrała Motorowi zwycięstwa w meczu, choć sprawa złotego medalu i tak wydawała się być przesądzona.
Tylko że Motor wcale nie zamierzał wywieszać białej flagi, a mecz we Wrocławiu, mimo że rozpoczął się od wyniku 5:1 za sprawą juniorów, szybko się wyrównał. W kolejnym biegu Michelsen z Kuberą dołożyli 4 punkty i po pierwszej serii to Motor prowadził 13:11. Za chwilę do głosu mieli jednak dojść seniorzy, a to właśnie oni byli największą siłą Sparty. Kolejne biegi to istne przeciąganie liny, z którego nie zrodziła się żadna znacząca przewaga którejkolwiek ze stron. Po dziesięciu wyścigach nadal na dwupunktowym prowadzeniu znajdowali się goście z Lublina. Sytuacja zaczynała się robić nerwowa, a kibice zaczynali się zastanawiać, czy Motor Lublin naprawdę stać na sprawienie sensacji i zdobycie złota. Przełom nastąpił w czwartej serii. Wrocławscy seniorzy nie dali się w niej pokonać żadnemu z rywali, a cała seria zakończyła się wynikiem 14:4. W całym meczu na prowadzenie wyszła więc Sparta, a prowadzenie 43:35 przed biegami nominowanymi praktycznie gwarantowało mistrzostwo Polski. W wyścigu czternastym trzy punkty do mety dowiózł Tai Woffinden, a na stadionie rozpoczęła się feta. Po piętnastu latach Sparta Wrocław ponownie została Drużynowym Mistrzem Polski!
Fot: Patryk Kowalski
Autor: Piotr Wojciechowski