Drużyny Ekstraliga Wpisy

5 dni do startu Ekstraligi!

Przed sezonem 2020 w polskich ligach żużlowych miało dojść do względnej rewolucji. W związku z narzekaniami zawodników na niesprawiedliwy podział pól startowych, utworzono nową tabelę biegową, która totalnie zburzyła wszystkie schematy, które utrwaliły się na przestrzeni lat. Była ona reklamowana jako bardziej sprawiedliwa, wzbudzająca więcej emocji i generująca większe możliwości dla menedżerów drużyn w kwestiach taktycznych, choć wielu kibiców sceptycznie podchodziło do tego pomysłu.

Zanim na dobre przyszło nam sprawdzić, jak owa tabela sprawdzi się w praktyce, światem wstrząsnęła informacja o rozprzestrzeniającej się epidemii, co miało niebagatelny wpływ na wszystkie aspekty naszego życia, w tym również na rozgrywki sportowe. Zostały one zawieszone, a bardzo realny wydawał się scenariusz, w którym rozgrywki zostaną całkowicie odwołane. Na szczęście tak się nie stało, choć start trzeba było przesunąć na czerwiec, a same mecze rozgrywane były w ścisłym reżimie sanitarnym. Sytuacja na świecie wymusiła na organizatorach konieczność dostosowania przepisów, a przymusowe kwarantanny i możliwość absencji podstawowych zawodników spowodowały, że w tym sezonie można było korzystać z instytucji gościa. Takowym mógł być każdy zawodnik z niższej ligi. Tym sposobem wszyscy seniorzy zdegradowanego rok wcześniej Apatora Toruń wystąpili w Ekstralidze w sezonie 2020, a doszło nawet do sytuacji, w której Chris Holder pojechał w dwóch spotkaniach w barwach dwóch różnych drużyn w ten sam dzień.

Na rynku transferowym było dość spokojnie. Unia Leszno, w związku z przejściem na pozycję seniorską Bartosza Smektały, stanęła przed ciężkim wyborem i finalnie postanowiła wypożyczyć do Motoru Lublin Jarosława Hampela. Sparta Wrocław, w której Maksym Drabik skończył wiek juniora, wzmocniła się nadzieją brytyjskiego żużla, Danielem Bewleyem. Włókniarz Częstochowa, do duetu Madsen – Lindgren, dołączył Jasona Doyle’a, który zastąpił odchodzącego do Lublina Mateja Zagara. Z Zielonej Góry do Grudziądza powędrował Nicki Pedersen, a zastąpiono go Antonio Lindbaeckiem. A do Gorzowa, w miejsce Petera Kildemanda, wrócił Niels Kristian Iversen.

Początek rundy zasadniczej nie przyniósł nam zaskoczenia. Unia Leszno w dalszym ciągu dominowała, wygrywając pierwsze siedem spotkań. Dobrą passę Byków przerwali spartanie z Wrocławia, triumfując na domowym owalu 46:44. To jednak nie wytrąciło z rytmu aktualnych mistrzów Polski, którzy rundę zasadniczą wygrali ze sporą przewagą nad resztą stawki. Dużo ciekawiej było na kolejnych miejscach, a walka o fazę play-off trwała w najlepsze do samego końca. Finalnie zaledwie dwa punkty dzieliły drugą Stal Gorzów od szóstego Motoru Lublin.

Ciekawą historią sezonu 2020 był przypadek Stali Gorzów, która rozpoczęła go od sześciu porażek. Mimo tego, że aż pięć z nich zanotowała na wyjeździe, sytuacja w klubie była bardzo nerwowa. W ramach instytucji gościa do zespołu dołączył Jack Holder, a to miało zwiastować znaczną poprawę nastrojów.

Przed półfinałami leszczynianie byli po raz kolejny wskazywani jako zdecydowani faworyci do złota. Na własnym torze potrafili wręcz miażdżyć rywali. Sześć z siedmiu meczów w Lesznie kończyło się minimum szesnastopunktową wygraną gospodarzy. Jedynym wyjątkiem było starcie z Falubazem Zielona Góra, zakończone wynikiem 47:43. Co ciekawe, to właśnie Falubaz, który jako jedyny wygrał dwumecz z Unią, miał być ich rywalem w półfinale. Dla Unii nie był to jednak problem. Już w pierwszym ze spotkań udowodnili swoją wyższość, wygrywając na wyjeździe 46:44 i odpędzając demony z rundy zasadniczej daleko za siebie. Rewanż w Lesznie był tylko formalnością, a wynik 57:33 nie pozostawił żadnych złudzeń.

Po półfinałowym zwycięstwie nad drużyną z województwa lubuskiego w finale na Unię czekała kolejna z takowych. Stal Gorzów, która tak fatalnie rozpoczęła sezon, potrafiła odmienić swój zespół na tyle, że doszedł on aż do finału. Pierwszy mecz odbył się w Gorzowie, a Unia od samego początku uderzyła z pełną mocą, już po trzech wyścigach prowadząc 13:5. Stal nie zamierzała jednak składać broni i zaczęła posyłać w bój rezerwy taktyczne. Mimo że były one udane (dwa razy 5:1 w biegach z rezerwą taktyczną), w pozostałych biegach Unia wykorzystywała swoje szanse na tyle, żeby po dwunastu biegach nadal prowadzić ośmioma punktami 40:32. Końcówka należała jednak do gospodarzy. Wyścigi trzynasty i czternasty zakończyły się ich podwójnymi zwycięstwami, a przed ostatnim biegiem na tablicy wyników widniał remis. W piętnastym wyścigu Bartosz Zmarzlik i Anders Thomsen pokonali 4:2 Janusza Kołodzieja i Emila Sajfutdinowa, a Stal wygrała pierwszy mecz finałowy 46:44.

Unia miała jednak cały czas asa w rękawie. Tym asem był ich własny tor, na którym czuli się fantastycznie. Dwupunktowa strata została odrobiona już w pierwszym, wygranym podwójnie wyścigu, a później bardzo szybko okazało się, że emocji do końca w tym spotkaniu nie uświadczymy. Gdy w piątym wyścigu Bartosz Zmarzlik przegrał podwójnie z parą Bartosz Smektała – Jaimon Lidsey, a w programach kibiców pojawiło się 22:8, wiedzieliśmy, że seria Unii Leszno nie zostanie przerwana. Kolejne biegi tylko to potwierdzały, a mecz zakończył się wynikiem 59:30. Unia w końcówce celebrowała zwycięstwo do tego stopnia, że w wyścigu czternastym desygnowała do boju nieopierzonego juniora Kacpra Pludrę, który do tej pory zbierał szlify tylko w drugoligowym Rawiczu. 18-latek wygrał start, a później, pilnowany przez Piotra Pawlickiego, dowiózł zwycięstwo, pokonując Andersa Thomsena i Wiktora Jasińskiego. Unii wychodziło w tym dniu wszystko, a Stali nic. Bartosz Zmarzlik zdobył zaledwie 3 punkty w swoich pięciu startach. Unia udowodniła, że nawet bez wybitnej pary juniorów i z Bartoszem Smektałą na pozycji seniorskiej są w stanie rozwalcować ligę. Unia została mistrzem czwarty raz z rzędu, choć przed nimi pojawiło się kolejne wielkie wyzwanie. Drugi z juniorskich asów, Dominik Kubera, również kończył wiek juniora, a to rodziło pytanie, jak w przyszłym sezonie sformatowany zostanie skład. Wiadomym było, że dla wszystkich miejsca nie starczy, a to mogło z całą pewnością zagrozić leszczyńskiej dynastii.

Fot: Patryk Kowalski
Autor: Piotr Wojciechowski