
Sezon 2023 zakończył się dla postronnych kibiców dużym rozczarowaniem, gdy finałowy dwumecz został wypłukany z emocji w związku z kontuzjami po jednej ze stron. Złe nastroje zostały jednak szybko poprawione emocjonującym okienkiem transferowym, w którym musiało wręcz dojść do kilku dużych przetasowań. W związku z przekroczeniem wieku pozwalającego na starty jako U24 przez Dominika Kuberę i Daniela Bewleya, dużą zagwozdkę miały zwłaszcza czołowe kluby ligi.
Oba kluby zdecydowały się postawić na swoich zdolnych juniorów z poprzedniego sezonu, którzy nie mogli już dłużej startować w tej formacji. Mateusz Cierniak i Bartłomiej Kowalski stali się pełnoprawnymi członkami seniorskiego składu swoich drużyn, choć przed startem sezonu było sporo wątpliwości, czy dadzą radę zachować poziom Jarosława Hampela i Piotra Pawlickiego, których mieli zastąpić. Hampel i Pawlicki, dla których zabrakło miejsca, przenieśli się do powracającego w szeregi ekstraligowców Falubazu Zielona Góra.
Finaliści z poprzedniego roku musieli sobie poradzić również z załataniem dziury na pozycjach juniorskich. Motor zakontraktował Wiktora Przyjemskiego, a Sparta – Jakuba Krawczyka.Niewielkie zmiany dotknęły też inne zespoły. GKM Grudziądz pozyskał Jasona Doyle’a, Stal Gorzów – Jakuba Miśkowiaka, Włókniarz Częstochowa – Madsa Hansena, a Unia Leszno – Andrzeja Lebiediewa.

Już w pierwszej kolejce spotkań doszło do rewanżu za wpadkę z poprzedniego sezonu, gdy Motor niespodziewanie bardzo wysoko przegrał w Grudziądzu. Tym razem nic takiego nie miało miejsca, a “Koziołki” rozpoczęły nową kampanię od wyjazdowego zwycięstwa 52:38.
Kolejne kolejki pokazały, że w Grudziądzu nie mają się czego wstydzić. 55, 53, 51, 56, 50, 50, 40 (w meczu zakończonym po 10 biegach przy stanie 40:20), 56 – to dorobek mistrzów Polski w ośmiu kolejnych spotkaniach. Dopiero dziesiąta seria zmagań przyniosła pierwszą porażkę. Stało się to w Toruniu – Apator wygrał to spotkanie 48:42. Zespołowi z Lublina nie przeszkodziło to jednak w zdominowaniu rundy zasadniczej. Do jej końca ponieśli jeszcze tylko jedną porażkę – w czternastej kolejce, we Wrocławiu. Zdobyli jednak wszystkie możliwe punkty bonusowe, a po ostatniej kolejce mieli aż 12 punktów przewagi nad drugą Spartą Wrocław. Co ciekawe, była to większa różnica niż między drugim a ostatnim miejscem.
W dole tabeli do samego końca trwała bowiem rywalizacja nie tylko o to, kto utrzyma się w lidze, ale także o to, kto awansuje do play-off. Decydujący w tym kontekście był ostatni wyścig meczu czternastej kolejki pomiędzy Falubazem a Apatorem.
Już w ćwierćfinałach byliśmy świadkami kolejnych niesamowitych emocji. Nie dostarczyła ich co prawda potyczka Motoru z Falubazem, ale dwie pozostałe wynagrodziły to w pełni. Osłabiony brakiem Emila Sajfutdinowa Apator walczył o przetrwanie w starciu ze Stalą, ale gdy przegrał pierwszy domowy mecz, wydawało się, że sprawa jest już przegrana. Zwłaszcza jeśli spojrzało się na wynik GKM-u Grudziądz, który niespodziewanie postawił się we Wrocławiu i przegrał zaledwie dziesięcioma punktami. Przy założeniu, że Apator nie poradzi sobie ze Stalą również w Gorzowie, grudziądzanom do awansu wystarczało zdobycie 45 punktów, co – w opinii wielu ekspertów – było bardzo realnym scenariuszem. „Gołębie” rozpoczęły jednak spotkanie na własnym torze wręcz fatalnie. Po czterech biegach było 7:17, a po ośmiu aż 16:32. W końcówce GKM zaczął odrabiać punkty, a Apator tracił ich coraz więcej. Finalnie o awansie do półfinału decydował ostatni bieg meczu w Gorzowie. Para Lambert – Dudek potrzebowała zdobyć cztery punkty w starciu z Vaculikiem i Thomsenem – i dokładnie takim wynikiem zakończył się bieg piętnasty. Oba dwumecze zakończyły się więc identycznymi wynikami – 99:81 – a awans uzyskała drużyna z Torunia. Zadecydowało wyższe miejsce w tabeli po rundzie zasadniczej.

Toruń, na fali tego sukcesu, ożył, a powrót Emila Sajfutdinowa sprawił, że poziom „wiarozolu” we krwi toruńskich kibiców gwałtownie wzrósł. Efekt ten spotęgowało pierwsze spotkanie półfinałowe, w którym Apator wysoko pokonał Motor Lublin. Podstawowa czwórka seniorów pojechała niemal bezbłędne zawody, wygrywając indywidualnie aż jedenaście z piętnastu wyścigów. Końcowy wynik brzmiał 51:39, a „Koziołkom” coraz mocniej zaglądało w oczy widmo niespodziewanej porażki.Przed rewanżem nastroje były nerwowe, ale nikt nie zamierzał składać broni. Motor już w pierwszej serii pokazał, że absolutnie nic nie jest jeszcze rozstrzygnięte – a po piątym wyścigu wyszedł na prowadzenie w dwumeczu. Nokaut: 22:8.Apator do walki próbował poderwać Robert Lambert, który w szóstym wyścigu pokonał Bartosza Zmarzlika, ale był w tym dniu osamotniony w swoich staraniach. Emil Sajfutdinow zdobył zaledwie 6, a Patryk Dudek – 5 punktów. Po trzynastym wyścigu wszystko było jasne – Motor Lublin po raz kolejny udowodnił, że potrafi wyjść z każdej opresji.
W finale Motor ponownie miał zmierzyć się ze Spartą Wrocław. Ze Spartą, która – tak jak rok temu – nie wystąpiła w optymalnym składzie. Dużo wcześniej kontuzji nabawił się Tai Woffinden, a zastępujący go Francis Gusts nie dorastał poziomem nawet do – w oczach wielu – zawodzącego Brytyjczyka. Na domiar złego, taki sam los spotkał Jakuba Krawczyka, który w końcówce sezonu stanowił bardzo mocny punkt formacji juniorskiej i niejednokrotnie pokazywał się ze świetnej strony nawet w starciach z seniorami. Nie był to jednak problem zespołu z Lublina. Dla nich cel był jasny – wykorzystać szansę i po raz trzeci z rzędu zdobyć złoty medal. Już pierwsze spotkanie we Wrocławiu pokazało, że o niespodziankę będzie trudno. Od samego początku goście wzięli sprawy w swoje ręce i już po sześciu wyścigach prowadzili 22:14. W całym meczu tylko raz na prowadzenie wyszli gospodarze – w dziewiątym biegu, gdy podwójnie triumfowała para Laguta – Bewley. Ale już chwilę później znów na prowadzeniu byli goście. Co więcej, nie zamierzali go już oddawać ani na moment. Powiększyli przewagę do ośmiu punktów przed ostatnim wyścigiem, a tylko podwójna wygrana Sparty w biegu piętnastym sprawiła, że wynik nie wyglądał bardzo źle. Mimo wszystko, domowa porażka 43:47 nie pozwalała wrocławianom jechać do Lublina z wiarą w końcowy sukces.
W rewanżu Motor nie pozostawił nawet cienia złudzeń, od początku do końca kontrolując przebieg spotkania. Po pierwszej serii przewaga wynosiła już dwanaście punktów, a emocje spadły niemal do zera. Po jedenastym wyścigu Motor zapewnił sobie zwycięstwo w dwumeczu i przypieczętował trzecie z rzędu mistrzostwo Polski!
Czy w kolejnym sezonie Motor będzie w stanie wyrównać osiągnięcie Unii Leszno? Tego nie wiemy – bo był to ostatni z artykułów odliczających dni do startu Ekstraligi. Wszystko, o czym czytaliście, to już historia. Ale skoro zabrnęliśmy razem aż tutaj, to znak, że pierwsze ligowe ściganie jest już tuż za rogiem, a żużlowcy ponownie będą nas cieszyć swoimi szarżami i dostarczać nam niezapomnianych emocji.
Niech ten sezon będzie dla naszej żużlowej rodziny kolejną piękną przygodą. Bądźcie z nami!
Fot: Patyk Kowalski
Autor: Piotr Wojciechowski