Witamy w kraju, w którym zima rządzi twardą ręką, niedźwiedzie mają swoje własne ścieżki, a ludzie — swoje własne marzenia. Kanada, kraina przestrzeni tak ogromnych, że nawet huk żużlowych silników potrafił kiedyś zagubić się gdzieś między horyzontami. I choć ktoś mógłby powiedzieć, że to nie miejsce na tę dyscyplinę, to jednak żużel tu był. To opowieść o ludziach, torach i ambicjach.

fot: canadianspeedway.com
Kanadyjski żużel miał ojca. Nazywał się Stan Bradbury i przyjechał tu w 1959 roku, z walizką pełną narzędzi i głową pełną planów. To on organizował pierwsze wyścigi demonstracyjne, tłumaczył lokalnym motocyklistom, dlaczego warto wchodzić w zakręt bokiem, a nie „jak normalni ludzie”, i dlaczego stalowa podeszwa nie jest fanaberią. Bradbury jeździł, szkolił, organizował i budował. Własnymi rękami konstruował sprzęt i elementy wyposażenia. To on napisał kanadyjskie reguły żużla. Nie miał stadionów ani tłumów, ale miał upór. W latach 70. zaczęły rodzić się miejsca, które dziś mają status niemal lokalnych legend. Welland County Speedway, otwarty w 1970 roku, stał się najważniejszym punktem na mapie kanadyjskiej odmiany speedwaya. To tu trenowano, ścigano się i marzono o tym, że sport przestanie być ciekawostką, a stanie się tradycją. W Dundas organizowano pierwsze pokazowe jazdy — czasem na torach TT, czasem na zwykłych owalach, które dopiero po latach zaczęto nazywać „żużlowymi”. Tłumy nie były takie jak w Europie. Ale pojawiali się ludzie zaciekawieni tym, jak maszyna potrafi wchodzić w wiraż bez hamulców. Żużel w Kanadzie miał też swoją gwiazdę — i to taką, która błyszczała nie tutaj, lecz w Europie. Eric Chitty, urodzony w Toronto w 1909 roku, był pionierem, zanim tacy jak Bradbury zaczęli działać.

fot: canadianspeedway.com
Zanim powstały kanadyjskie tory, Chitty jeździł w USA, a potem poleciał do Wielkiej Brytanii i stał się jednym z najlepszych zawodników swojej epoki. Startował w barwach West Ham Hammers, zdobywał tytuły London Riders’ Champion, a w Kanadzie z dumą nosił miano mistrza kraju z 1934. Jego kariera jest niczym list miłosny do żużla – pełna oddania i pasji. Kanada miała niewielu żużlowców. W latach 80. i 90. pojawiły się nazwiska, które tworzyły małą, ale stabilną kanadyjską elitę. Mistrzami zostawali m.in. Terry Rideout, Mike Hammond, Kyle Legault, a później John Kehoe — ostatni oficjalny mistrz Kanady (2015). To nie byli zawodnicy zawodowej ligi. To byli ludzie, którzy trenowali popołudniami, potem jechali 300 kilometrów na zawody, a następnego dnia zrywali się do pracy. Żużel w Kanadzie był zawsze bardziej pasją niż karierą. Przyszedł XXI wiek, a z nim coś, co wydawało się niemożliwe: wielkie plany. Projekt Canadian Motor Speedway wyglądał jak marzenie: ogromny kompleks motosportowy w Fort Erie, łączący tor drogowy, owal i zaplecze badawcze. Gdyby powstał — może dziś żużel w Kanadzie miałby dom. Ale projekt utkwił w martwym punkcie, a nadzieje rozeszły się po kościach. Tymczasem na Welland Speedway trwała jeszcze walka o przetrwanie. Zawody odbywały się coraz rzadziej. W 2015 roku rozegrano ostatnie mistrzostwa Kanady.

Warto w kontekście Kanady wspomnieć o pewnym polskim akcencie. Krzysztof Słaboń, znany też jako Chris Slabon był polsko-kanadyjskim żużlowcem z podwójnym obywatelstwem. Reprezentował on barwy takich klubów jak chociażby Włókniarz Częstochowa, Sparta Wrocław, czy też Apator Toruń. Ze Spartą zdobywał medale DMP ciesząc się opinią solidnego zawodnika ligowego. Indywidualnie, syn Roberta Słabonia, nigdy nie osiągnął wielkiego sukcesu, zaliczył on kilka finałów IMŚJ (w tym w 1999 pod kanadyjską flagą), a także startował w eliminacjach do cyklu GP.

Dziś żużel w Kanadzie to już jednak historia. Kanadyjskie stowarzyszenie speedwaya jasno informuje: w 2025 roku nie było zaplanowanych zawodów. Tory nie działają, kluby nie funkcjonują, a zawodnicy przenieśli się do flat tracku — dyscypliny bardziej popularnej i łatwiejszej do organizacji.
Żużel w Kanadzie nie skończył się porażką. On po prostu wrócił tam, skąd przyszedł, czyli do krainy marzeń i snów. A może kiedyś, gdzieś między horyzontem a kolejną zimą, znów ktoś narysuje owal na ziemi, postawi bandę i odkręci manetkę do oporu.
Autor: Kacper Pęcko
Okładka: ZD Media
Zdjęcia: canadianspeedway.com

