DMPJ Felieton Juniorzy

DMPJ czyli odwaga do nauki – podsumowanie rozgrywek

Czy zastanawialiście się kiedyś, które żużlowe zawody są najbardziej nieprzewidywalne, niebezpieczne i pełne nieoczekiwanych zwrotów akcji? Jak dla mnie? Zdecydowanie Drużynowe Mistrzostwa Polski Juniorów.

DMPJ.

Widok zbierających się spod bandy zawodników nikogo tutaj nie dziwi. Ważne, że cało i zdrowo. Najczęściej.

Cztery litery, za którymi kryje się wszystko: nadzieja, adrenalina, brudne kombinezony i tony zużytych opon. Dla kibiców – często boczny tor wydarzeń. Dla zawodników – centrum wszechświata. To właśnie tutaj młodzieżowcy do 21. roku życia mają największe pole do rozwoju. W sezonie 2025 do walki o juniorskie złoto stanęło aż 21 zespołów. Warto dodać, że w tym roku wrócił Speedway Kraków, który po latach przerwy znów pojawił się na żużlowej mapie kraju. Rundy rozgrywane były w różnych miastach w całej Polsce, co jeszcze bardziej podkreślało ogólnokrajowy charakter rozgrywek i umożliwiało kibicom z wielu regionów zobaczyć z bliska przyszłe gwiazdy żużla. W tym roku organizatorzy postanowili uhonorować legendy polskiego speedwaya, dlatego każda grupa nosiła imię jednej z ikon: Janusza Kościelaka, Floriana Kapały, Bernarda Kacperaka, Witolda Zwierzchowskiego i Ryszarda Bieleckiego. To nie było tylko symboliczne — to był piękny sposób na to, by kolejne pokolenia żużlowców pamiętały, na czyich barkach stał dzisiejszy sport.

To właśnie tu, z dala od reflektorów Ekstraligi, rodzi się przyszłość polskiego żużla. Trenerzy łapali się za głowy, mechanicy modlili o zdrowie silników, a kibice? Kibice wiedzieli, że właśnie tutaj, na tych juniorskich torach, zaczynał się prawdziwy żużel. Bez kalkulacji. Z sercem. I z błotem na twarzy. Nie było tu profesjonalnych kamer ani transmisji w telewizji — co najwyżej kibice nagrywali na telefon fragmenty dla siebie i rodziny, które potem krążyły po Instagramie i Facebooku. Zawodnicy nie mieli jeszcze wielkich kontraktów, ani nie rozdawali autografów w galerii handlowej. Ale za to potrafili w środę po południu walczyć na torze, jakby to był finał Grand Prix.

Mechanicy mają pełne ręce roboty z doprowadzeniem sprzętu do stanu używalności po takich kraksach.

DMPJ jest szkołą życia. Tu nie ma miejsca na błędy, choć błędów jest sporo – wszyscy się uczą. Start spod taśmy? Albo petarda, albo grzebanie się w polu startowym jak w piachu nad Bałtykiem. Łuk? Albo elegancka ścieżka przy krawężniku, albo mała wycieczka w stronę dmuchanej bandy. Ale każda jazda jest krokiem do przodu, prawda? Upadek? Normalna sprawa, byle nie wjechać przypadkiem w kolegę albo bandę, albo osobę funkcyjną. Wjazd w taśmę? Wiadomo. Wykluczenia i ostrzeżenia sypały się jak szpryca spod kół.

Oczywiście w tym sezonie nie brakowało talentów. Niektórzy jeździli jak weterani, inni jakby ich motocykl miał własną osobowość – i to dość krnąbrną. Było wszystko: atomowe starty, niespodziewane defekty, potknięcia na prowadzeniu i spektakularne mijanki, upadki, upadki i jeszcze więcej upadków. Wynik typu: T, D, W, W, U – nikogo tu zupełnie nie dziwił. Tutaj nieraz wynik wyglądał jak szyfr do złamania, a każdy wyścig był loterią. Karetka na torze nikogo tu też nie dziwiła — to był niemal standardowy widok podczas DMPJ. Złamania? Gipsem pachniał cały parking. Runda bez złamanego obojczyka, łopatki czy obitych żeber po prostu się nie liczyła. Zawody potrafiły trwać po trzy godziny, a bieg powtarzał się nawet cztery razy. Na branżowych portalach komentarze często wyglądały tak:

Na pierwszym łuku trzeciego okrążenia nieatakowany przez nikogo zawodnik zaczął tracić kontrolę nad motocyklem i zaliczył groźnie wyglądający upadek. Z toru zszedł o własnych siłach. Wykluczenie. Zawodnik wycofał się z zawodów z powodu problemów sprzętowych.
 <powtórka w 3>
Kolejny upadek dwóch zawodników na pierwszym łuku. Bieg został przerwany. Obaj zawodnicy wstali o własnych siłach. Jednak jeden z grymasem bólu trzyma się za bark - podejrzenie złamania obojczyka. Wykluczenie. Nie jest zdolny do dalszej jazdy. Konieczna naprawa elementu dmuchanej bandy. Przerwa w zawodach.
 <powtórka w 2>
Zawodnik został wykluczony za przekroczenie limitu dwóch minut. 
<powtórka>
W ostatniej powtórce ścigał się już tylko jeden zawodnik. Sam ze sobą.
Defekt przytrafia się nawet najlepszym. Trzeba zjechać z toru i dopchnąć motocykl do parkingu. Kolejna lekcja odrobiona.

I nigdy nie było wiadomo, czy aby na pewno dowiezie te 3 punkty — ścigając się sam ze sobą, wszak wiadomo, że defekty zdarzały się w najmniej oczekiwanych momentach. Za to kochamy ten poziom rozgrywek. To prawdziwy chaos i adrenalina, które tworzą klimat tych zawodów. Nie ma miejsca na nudę. Co więcej, możemy tu obserwować pełny przekrój zawodników: od najlepszych kozaków, przez ambitnych i pracowitych, dla których każda wygrana jest kolejnym krokiem w rozwoju, aż po takich, którzy znaleźli się tu zupełnie przez przypadek i prędkość zdecydowanie nie była dla nich. To właśnie ta różnorodność sprawia, że mistrzostwa miały niepowtarzalny klimat i były tak nieobliczalne.

A tak na marginesie — dlaczego w żużlu wyścig nazywamy „biegiem”? Pomijając historię nazwy i początki dyscypliny. Nieraz podczas DMPJ zdarzało się, że zawodnik po defekcie biegł z motocyklem, byle tylko zdobyć punkt. Ktoś tu chyba traktował termin dosłownie. Żużlowy „bieg” to nie tylko jazda po torze, ale czasem też sprint z ciężkim sprzętem po nierównym torze, w butach żużlowych i metalowym laczkiem, byle tylko przekroczyć linię mety.

A teraz czas na podsumowanie rundy finałowej:

Po rundach eliminacyjnych, ćwierćfinałowych i półfinałowych przyszedł czas na decydujący etap wyłaniania zwycięzcy. Składał się on z czterech rund finałowych rozegranych w miastach klubów, które znalazły się w tym etapie – kolejno w Krośnie, Lublinie, Lesznie oraz Bydgoszczy.

W Krośnie triumfowali gospodarze, a w Lublinie również najlepsi okazali się zawodnicy z Krosna, co już na półmetku rywalizacji dało im sporą przewagę i pierwsze miejsce w tabeli. W Lesznie natomiast górą była miejscowa Unia, co wyrównało nieco klasyfikację, gdyż Krosno zaliczyło tam swój najsłabszy występ.

 W Bydgoszczy zwyciężyła drużyna gospodarzy zostawiając rywali daleko w tyle i dokładając kluczowe punkty do klasyfikacji generalnej. Ostatni bieg tego finału był niemal typowy dla tych rozgrywek: upadek, wykluczenie, drugi zawodnik niezdolny do jazdy, później defekt i runda honorowa ostatniego zawodnika z Bydgoszczy.

Po rozegraniu wszystkich czterech rund finałowych i podliczeniu zdobytych punktów Drużynowe Mistrzostwa Polski Juniorów 2025 wygrała drużyna Polonii Bydgoszcz, sięgając po zasłużone mistrzostwo. Drugie miejsce zajęła ekipa Wilków Krosno, natomiast na najniższym stopniu podium stanął zespół Unii Leszno.

Tabela po części finałowej:

Runda 1: KrosnoRunda 2: LublinRunda 3: LesznoRunda 4: BydgoszczPUNKTYPunkty biegowe
Polonia Bydgoszcz323412134
Wilki Krosno441211132
Unia Leszno11439105
Motor Lublin23218107
Bywają także fantastyczne wyścigi i sporo mijanek.

Pamiętajmy, że DMPJ to nie tylko rywalizacja. To emocje, rozwój i masa historii, które są wspominane w busach, parku maszyn i klubowych szatniach przez długie lata. A może i w wywiadzie, gdy któryś z dzisiejszych juniorów kiedyś stanie na podium GP i powie: „A wszystko zaczęło się w pewną środę, lata temu…”. Pamiętajmy, że nauka to proces. Gdzieś musieli się uczyć — a jeśli nie tutaj, wśród rówieśników na tego typu zawodach, to gdzie? Idę o zakład, że topowi żużlowcy w swoich wynikach z lat młodzieńczych nieraz notowali więcej literek niż punktów.

Jakby to wszystko nie wyglądało — a bywało naprawdę ciężko — zawodnikom należy się ogromny podziw. Tyle upadków, złamań i siniaków, a ich determinacja i wola walki po prostu powala. To właśnie ten hart ducha, ta nieustępliwość i pasja sprawia, że DMPJ to nie tylko zawody, ale prawdziwa szkoła charakteru. Młodzi żużlowcy uczą się tutaj, co znaczy walczyć do końca, podnosić się po każdym upadku i nigdy się nie poddawać. I właśnie dlatego kibice, choć często z boku, nie mogą oderwać od nich wzroku. 

Właśnie tak powstają przyszli mistrzowie.

Autor: Lisek Chytrusek
Zdjęcia: Patryk Kowalski (FSPK)
Grafika: ZD Media