Niedawno środowisko żużlowe poruszyło się, gdy przyznano „dzikie karty” na nadchodzący cykl Speedway Grand Prix. Chwilę później w Cielu odbyła się nieco inna edycja popularnego Speedway Grand Prix – tym razem na torze, a właściwie na trawie w Cielu! Temat ten został poruszony podczas wywiadu z Tomaszem Orwatem na naszym kanale i nie pozwoliliśmy, aby ten wątek umknął. Dlatego dla osób, które chcą wiedzieć jeszcze więcej, a nawet zobaczyć ekskluzywne materiały wideo, przygotowaliśmy osobną rozmowę z organizatorem tego turnieju – Tomaszem Orwatem.
Mówiłeś, że ostatnio zająłeś trzecie miejsce w w swoim Speedway Grand Prix, powiedz coś więcej, jak to wyglądało?
Ogólnie Grand Prix Ciela organizuję już od kilku lat. Zawsze to była taka impreza dla teamu, dla sponsorów, najbliższych znajomych. No i w sumie nie planowałem robić tego w tym roku, ale jakoś tak wyszło, że zrobiliśmy. W związku ze współpracą z Canal+ – jak pokazywałem chłopakom z kanału, to im się to bardzo spodobało. Zadeklarowali, że przyjadą, więc zrobiłem. Bo generalnie każdemu to się zawsze podobało – chodziło o fajną zabawę i w sumie czemu nie. Zrobiliśmy zawody, pościgaliśmy się, dużo zabawy, dużo śmiechu – dokładnie o to nam chodziło. A mi udało się zająć trzecie miejsce po wyścigu dodatkowym, który mogę podesłać. Później filmik – no, takie rzeczy się nie dzieją normalnie – kupa śmiechu.
Skąd w ogóle pomysł na taką imprezę?
Tak jak mówiłem wcześniej, to wszystko chyba zaczęło się jeszcze, jak byłem w szkółce. Po sezonie jechaliśmy sobie do wujka z motocyklem, żeby każdy mógł się przejechać. Tak, dla zabawy – żeby nie tylko ja sobie jeździłem, ale też kuzyn, znajomi itd. No i tak w którymś roku, jak już jeździłem w zawodach, stwierdziliśmy, że zaprosimy jeszcze jednego znajomego z motocyklem i będziemy się ścigać „na poważnie”. W sensie wiadomo, na poważnie ale bardziej na żarty. Najpierw było siedem, może osiem osób: najbliżsi znajomi, mechanicy, jakiś sponsor. No i tak co roku coraz więcej, coraz więcej. Teraz już właściwie można powiedzieć, że organizacja zaczyna się wymykać spod kontroli. W tym roku chyba startowało 19 zawodników, a chętnych było jeszcze więcej. Wiadomo, że przed samymi zawodami parę osób wypadło – dostali sraczkę, że muszą startować. Ale nie, była bardzo duża frekwencja, świetna atmosfera, super zabawa. Grill, ognisko – coś innego niż jazda na torach, bez spiny. Wszystko dla dobrej zabawy.
Cały cykl odbywa się tylko w Cielu, czy wasz cykl planuje jeździć po różnych ośrodkach (śmiech)?
Nie, nie – Grand Prix Ciela musi odbywać się w Cielu i nie widzę innej możliwości. Jeśli byłoby gdzie indziej, to straci swój cały klimat. (Czyli tylko jedno miejsce, tylko raz w roku – najważniejsza impreza sezonu dop. red) Dokładnie tak, jednodniowy cykl, jak kiedyś mistrzostwa świata.
Jak wygląda zainteresowanie takim turniejem? Rozsyłasz dzikie karty, czy raczej same osoby wykazują inicjatywę i pytają, czy można by było wziąć w czymś takim udział?
W tym roku musiałem zacząć robić jakąś selekcję, ale przez to, że niektórzy się wykruszyli, mieliśmy długą listę rezerwową i listę osób, które „może będą, może nie”. Nie widzę już za dużego pola manewru, żeby te listy startowe zwiększać. Po prostu zapraszałem więcej osób, niektórzy zaczęli brać swoich znajomych – i impreza zaczęła się rozrastać. Wiadomo, że jak ja zaczynałem jeździć, to było mniej sponsorów itd. Zawsze starałem się zaprosić wszystkich sponsorów – to też dla nich okazja, żeby się przejechać motocyklem. W trochę nietypowych okolicznościach, ale jednak. No i zobaczyć najbardziej pokręcone wyścigi, jakie można sobie wyobrazić. Z czasem jeden znajomy wziął drugiego, ten kolejnego – i tak po prostu przychodzi coraz więcej osób. Pewnie będzie ich jeszcze więcej, bo zainteresowanie rośnie.
Czy jakby ktoś był zainteresowany, żeby przyjść to zobaczyć na własne oczy, to jest taka możliwość, albo trafić na głęboką rezerwę?
Myślę, że nikogo wyrzucać nie będziemy. Trzeba jednak pamiętać, że to wszystko odbywa się na osiedlu mieszkalnym – wokół są domy, mieszkają ludzie. W tym roku przewinęło się chyba ponad sto osób. Myślę, że mamy jeszcze rezerwę, żeby parę osób przyszło więcej. I w sumie tyle mogę powiedzieć – jeśli ktoś się pojawi, to na pewno go nie wyrzucę. Ale faktycznie, zaproszenia ustalamy dopiero w październiku. Tak jak w tym roku – wyszło tak, że to był pierwszy weekend bez żużla, żeby każdemu pasowało. Ja też patrzyłem na swoje zawody w motocrossie – to też był pierwszy wolny weekend. A co będzie w przyszłym roku – nie mam pojęcia. Jeszcze o tym nie myślimy. Nie wiem, jakie zmiany wprowadzimy, ale trochę musimy poprawić organizację i przygotować program żużlowy dla trzech zawodników, żeby każdy z każdym jechał z każdego pola. To wbrew pozorom nie jest takie proste.
Program zawodów, jak z normalnego Grand Prix trzeba wziąć (śmiech)
W tym roku jechało 19 zawodników. Rozstawiliśmy finalistów z zeszłego roku do głównego Grand Prix i zrobiliśmy Grand Prix Challenge dla podstawowej piętnastki. Ktoś dostał dziką kartę, bo jeździ w motocrossie – zaufaliśmy, że sobie poradzi. I poradził sobie. Mieliśmy też kilku debiutantów – totalnych nowicjuszy na motocyklu żużlowym – i też radzili sobie całkiem nieźle. W tym roku nie było wjazdu w choinki – w zeszłym roku się zdarzył. Ten filmik też mogę później pokazać – legendarny. Bo wjechać w choinki w taki sposób, zniknąć jak do Narnii – to coś niemożliwego.
Program zawodów, jak z normalnego Grand Prix trzeba wziąć (śmiech)
W tym roku jechało 19 zawodników. Rozstawiliśmy finalistów z zeszłego roku do głównego Grand Prix i zrobiliśmy Grand Prix Challenge dla podstawowej piętnastki. Ktoś dostał dziką kartę, bo jeździ w motocrossie – zaufaliśmy, że sobie poradzi. I poradził sobie. Mieliśmy też kilku debiutantów – totalnych nowicjuszy na motocyklu żużlowym – i też radzili sobie całkiem nieźle. W tym roku nie było wjazdu w choinki – w zeszłym roku się zdarzył. Ten filmik też mogę później pokazać – legendarny. Bo wjechać w choinki w taki sposób, zniknąć jak do Narnii – to coś niemożliwego.
Chyba zawody takiej rangi, poprowadzone przez Tomasza Dryłę, to nie można sobie wymarzyć nic lepszego.
Jak oglądałem filmiki, zwłaszcza z finału, to popłakałem się ze śmiechu. Jak jechałem w wyścigu dodatkowym o trzecie miejsce – to też płakałem ze śmiechu. Widziałem w trakcie wyścigu, że to był cyrk – ktoś biegnie, kogoś wypycha, jak go dubluję, ale nie wiedziałem, co się działo dalej. A tam się jeszcze zszczepili, wyprzedzili ci biegnący – to było niemożliwe. Dopiero jak obejrzałem filmik i usłyszałem komentarz, to nie – po prostu mistrzostwo świata. I przy innych wyścigach też. Trzeba wziąć pod uwagę, że tam wszystko dzieje się na totalnym luzie – niektórzy się wspomagają, aby mieć więcej odwagi – mówił Tomasz Orwat w rozmowie z naszym portalem.
Autor: Nikodem Kamiński
Filmiki: Tomasz Orwat
Grafika: ZD Media