2. Ekstraliga Analiza Ekstraliga KLŻ Podsumowania Wpis

Okno transferowe – fikcja literacka? Podsumowanie

W żużlu są chwile pełne emocji, napięcia i adrenaliny. Obok nich stoi okno transferowe, które od lat próbuje udawać, że też do tej kategorii należy.

W teorii to czas, kiedy kluby mogą wreszcie ruszyć do działania, zawodnicy mogą zmienić barwy, a kibice powinni przeżywać transferowe dreszcze większe niż przy starcie spod taśmy. W praktyce? To okres, w którym oficjalnie podpisuje się dokumenty do rzeczy, które i tak wszyscy znali od miesięcy.

Co na to regulamin?

Regulamin oczywiście podchodzi do sprawy bardzo poważnie. Od momentu podpisania kontraktu aż do 15 czerwca następnego sezonu obowiązuje seria zakazów: nie wolno rozmawiać z zawodnikiem o zmianie klubu, nie wolno składać ofert, listów intencyjnych, zaglądać do niego z ulotką klubową, a nawet patrzeć w jego kierunku z podejrzeniem chęci negocjacji. Klub macierzysty też nie może przedłużyć umowy, może jedynie grzebać w jej treści. Oczywiście istnieje furtka w postaci pisemnej zgody na rozmowy z innym klubem, ale jak to z furtkami bywa, niby mała, a jednak wielu potrafi przez nią szczęśliwie przejść.

Potem nadchodzi 15 czerwca i zaczyna się okres prekontraktów. I to jest ten moment, w którym żużlowy świat kończy zabawę w tajemnice. Gdy sezon trwa w najlepsze, my już znamy większość roszad kadrowych, bo prekontrakty sypią się jak szpryca na łuku. Pierwsze ogłoszenia? Czerwiec. Kolejne? Lipiec, sierpień, wrzesień. Okno transferowe? Dopiero listopad. Cóż — kalendarz kalendarzem, życie życiem.

I tak docieramy do oficjalnego okna transferowego, które w tym roku występuje nawet w wersji „double premium”: podstawowe 16–20 listopada i uzupełniające 22–31 grudnia. To ostatnie idealne na święta — nic tak nie buduje rodzinnej atmosfery jak regulaminowe podpisy między karpiem a barszczem z uszkami. Pomysłodawcy można wręczyć skromny order z ziemniaka, raczej z przymrużeniem oka niż złośliwie, choć niektórzy twierdzą, że ziemniak ma w tym przypadku większą logikę niż termin. W praktyce zaś nowe kontrakty ogłoszone w oknie można policzyć na palcach, reszta została już dawno ogłoszona. 

Statystyki prekontraktów

Podsumujmy więc tegoroczne okno transferowe, a właściwie… to, co już dawno temu zostało ustalone. Przez cały sezon śledziliśmy wszystkie oficjalne komunikaty klubów i prowadziliśmy dla was „Transferownię”, dostępną na naszej stronie. Dzięki temu wiemy dokładnie, jak wygląda prawdziwy ruch na rynku. Nie ten regulaminowy, tylko ten faktyczny.

Ze statystyk wynika, że 31 transferów zawodników zostało ogłoszonych przed rozpoczęciem okienka i tyle samo zawodników oficjalnie przedłużyło kontrakty z klubami, również zanim otwarto te mityczne pięć dni listopadowej aktywności.

W praktyce oznacza to, że większość ligi została „poukładana” jeszcze w trakcie sezonu. A kiedy przyszło oficjalne okno? Zostało już tylko dopiąć formalności, zebrać podpisy i zrobić pamiątkowe zdjęcia. I pamiętajmy, że to są tylko oficjalne informacje. Bo plotek, przecieków, „pewniaków” i doniesień krążących po środowisku było znacznie więcej. 

Dzień pierwszy okna transferowego – jaki tu spokój…

Okno otwarte. Cisza. Absolutna. Zero informacji, zero ogłoszeń, zero ruchów. Pierwszy dzień okienka transferowego w żużlu wyglądał tak, jakby wszyscy nagle poszli na urlop albo zapomnieli, że dziś w ogóle można coś podpisać.

W przestrzeni medialnej pojawiła się za to inna forma aktywności. Memy. Dziesiątki memów. Kibice prześcigali się w żartach, pytając, gdzie te kontrakty, gdzie te transfery, gdzie te spektakularne roszady, które miały wstrząsnąć ligą. I trzeba przyznać, że pierwszego dnia jedynym prawdziwym ruchem na rynku transferowym była właśnie wyobraźnia internautów.

To właśnie wtedy padło też chyba najwięcej pytań o sens całego okienka. Czy to naprawdę narzędzie regulujące rynek, czy tylko mityczny twór i iluzja działania, skoro wszyscy wiedzą, że najważniejsze ruchy dokonują się i tak dużo wcześniej? Pierwszy dzień tylko to potwierdził. Okno niby otwarte, ale zupełnie puste.

Dzień drugi – Śląsk rapuje!

Drugi dzień okienka przyniósł wreszcie pierwsze, oficjalne oznaki życia… i to w naprawdę charakterystycznym stylu. Był to dzień Motoru Lublin oraz finezyjnych filmików powracającego do ligi Śląska Świętochłowice.

Lublin ogłosił to, czego dowiedzieliśmy się nieoficjalnie… dzień wcześniej z serialu. W rolach głównych: Kacper Woryna i Martin Vaculik, a także pozostałe koziołki czyli Zmarzlik, Lindgren, Cierniak, Bańbor i Jaworski, którzy wciąż mają ważne kontrakty. Co do Bartka Zmarzlika, to mimo oficjalnej informacji na stronie klubu, media nadal nie mają pewności co do jego dalszych losów. Nie zabrakło też nowego juniora, Svena Cerjaka, który oficjalnie dołączył do składu kilka tygodni wcześniej. 

Tymczasem Śląsk Świętochłowice, jak to Śląsk, po swojemu, czyli po śląsku, ogłosił Mateusza Tondera, który bez „krepli” nie pojedzie. Działacze także haratali w Gałę z Adrianem Gałą, wszystko w akompaniamencie specjalnie stworzonego utworu rapowego o tym zawodniku.

Dodatkowo kontakt przedłużył Paco Castagna a Toruń pochwalił się serią zdjęć oraz filmikiem z oficjalnego podpisywania kontraktów.

Dzień trzeci – wpadnijmy do ROW’u!

Trzeci dzień okienka przeniósł nas do ROW-u, który ogłosił aż czterech swoich zawodników. Nazwiska dobrze znane, a kevlary pewnie nadal wiszą w szafie, bo Jakub Jamróg, Jan Kvech i Patryk Wojdyło świetnie znają rybnicki tor. Nowością jest Wiktor Lampart, który schodzi ligę niżej.

Z letargu wyrwały się tego dnia kluby z Częstochowy oraz Gniezna, przedstawiając długo wyczekiwany… jeden kontrakt. Do Lwów dołączył Rohan Tungate, który w ramach niepisanej umowy wymienił się barwami z Wiktorem Lampartem. Natomiast do Gniezna przeszedł Norbert Krakowiak, uznawany za kibiców za dość ciekawy ruch klubu.

W Toruniu kontakt przedłużył zaś Nicolai Heiselberg.

Dzień czwarty – dopełnianie składów

Czwarty dzień okienka to już nie było cierpliwe czekanie, nie memy, nie niedopowiedzenia. To dzień hurtowego dopełniania składów. Taki żużlowy Black Friday, tylko zamiast przecen mamy oficjalne potwierdzanie tego, co i tak było wiadome.

Na początek Gniezno, które dorzuciło Anže Grmka oraz przedłużony kontrakt z Kevinem Fajferem. Chwilę później Polonia Piła ogłosiła Matiasa Nielsena (bo ilość Nielsenów musi się zgadzać) i potwierdziła, że Wiktor Jasiński zostaje w zespole a Częstochowa dorzuciła do puli nowy kontakt z Jaimonem Lidseyem.

Wybrzeże Gdańsk swojego zawodnika ogłosiło za pomocą rysunku i opisu wykonanego przez dziecko i tak oto dowiadujemy się, że Tim Sørensen ma duże uszy i głowę ale za to przedłużył kontrakt w Gdańsku.

Świętochłowice, jak zwykle, nie zawiodły. Na koniec dnia dołożyły kolejne dwa rapowe kawałki, tym razem o Andriy’u Rozaliuku oraz Jędrzeju Chmurze. Można powiedzieć, że żużel jeszcze nigdy nie brzmiał w taki sposób.

Tymczasem AC Landshut Devils poszło na całość i ogłosiło trzech „kochanych” juniorów: Janka Konzacka, Tylera Haupta oraz, co szczególnie rozgrzało część mediów, Hannah Grunwald, czyli KOBIETĘ w składzie. Tą trójką Landshut definitywnie zamknęło temat budowy drużyny na kolejny sezon.

Drugim zespołem, który dopełnił i ogłosił skład, był Orzeł Łódź, organizując z tej okazji zamkniętą konferencję dla sponsorów i działaczy, co nie spodobało się kibicom, bowiem poczuli się pominięci. A my z rysunkowych grafik dowiedzieliśmy się, że szeregi Orłów zasilili: Marcin Nowak, Zach Cook, Oliver Berntzon, Szymon Szlauderbach, Krzysztof Lewandowski oraz Dan Thompson. Warto też wspomnieć o wypożyczeniu Villadsa Nagela, który ma uzupełnić pozycję U24.

Skoro o wypożyczeniach mowa. Zakończyła się walka o jednego z najlepszych juniorów 2. Ekstraligi, czyli Antka Mencela. Plotek było tyle, że można by z nich zrobić osobną ligę. Ostatecznie trafił do PSŻ Poznań, zamykając kilka tygodni dywagacji.

W międzyczasie swoją sagę zakończył również Jack Holder. Plotek, „pewniaków” i wersji wydarzeń było mnóstwo. Ostatecznie podpisał kontrakt w Stali Gorzów, co mogło zaboleć kibiców kilku klubów liczących na jego przyjście. Kilka godzin później Gorzów podkręcił atmosferę filmikiem, na którym Holder dzwoni do Pawła Przedpełskiego, a ten również oficjalnie dołącza do Stali. Trzeba przyznać jedno: w tym roku kreatywność klubów w ogłaszaniu zawodników wskoczyła na poziom, którego nikt się nie spodziewał.

Na koniec oliwy do ognia dolał Artiom Łaguta. Bez transferu, z obowiązującym kontraktem w dotychczasowym klubie, wrzucił tajemniczy wpis:

 „Kontrakt podpisany… ale tylko na 2026”.

Koniec, kropka. Podpisane. Jednak stało się to początkiem nowych teorii, plotek i domysłów, bo jak wiadomo, żużel kocha niedopowiedzenia. A media kochają je karmić.

Dzień piąty – wbijanie szpileczki i nocne ogłoszenia

Ostatni dzień okienka rozpoczęliśmy od solidnego serwisu ze Startu Gniezno: Sam Masters, Robert Roszak oraz Adam Ellis przedłużyli kontrakty, a Mateusz Latała oraz Jacob Jensen zostali zaprezentowani jako nowi zawodnicy.

W Gdańsku natomiast, po raz kolejny, serca kibiców skradł opis zawodnika oczami dziecka. Tym razem dowiedzieliśmy się, że Casper Henriksson ma rękę i brązowe włosy. Posiadaczowi kończyny serdecznie gratulujemy podpisania kontraktu i uspokajamy: nie ma Pan kwadratowej szyi.

Kolejarz Opole dorzucił wreszcie coś na tor informacyjny i ogłosił swój pierwszy wagon w składzie — Václava Milíka.

W Polonii Piła również zameldowała się świeża twarz: Benjamin Basso. Jednak poza radosnymi nowinami w klubie pojawiły się też smutek, rozczarowanie i delikatne wyrzuty. Wszystko za sprawą Jakuba Żurka, dla którego zabrakło miejsca w składzie. Żurek opisał całą sytuację ze swojej perspektywy w obszernym wpisie na Facebooku, dodając kilka szczegółów, o których kibice wcześniej nie słyszeli. A żeby emocji było jeszcze więcej, oliwy do ognia dolał Krzysztof Sadurski, zostawiając wymowny komentarz pod postem Kuby.

Tymczasem magiczny telefon Stali Gorzów zadzwonił po raz kolejny, tym razem przynosząc informację o przedłużeniach Oskara Palucha oraz Adama Bednara. Atmosferę wokół tej serii telefonów dodatkowo podgrzał Pan Piskorz i jego rolka o dzwoniącym kredycie. Drobne, zgrabne szpileczki wbijane w transferową gorączkę okazały się czymś świeżym i bardzo smakowitym.

We Włókniarzu Częstochowa bez zaskoczeń: ogłoszono to, czego wszyscy się spodziewali, czyli kolejny sezon Madsa Hansena w biało-zielonych barwach. Podobnie Mateusz Cierniak oficjalnie przedłużył kontrakt, choć informacja krążyła już od kilku dni. W Tarnowie zaś pozostają Sebastian Madej, Adrian Gorzkowski oraz Igor Gryzło.

A skoro mowa o Tarnowie, to klub, który pod osłoną nocy ogłosił cały skład. Trochę po cichu, trochę jakby mimochodem, gdy większość kibiców już spała. I tak dowiedzieliśmy się, że poza wcześniej wymienionymi zawodnikami, szeregi Unii zasilą także: Kyle Howarth, Matic Ivačič, Kacper Grzelak, Wiktor Trofimow oraz Bartosz Nowak.

Śląsk Świętochłowice z kolei zmienił klimat i tym razem z rapu przeszli w klubowe brzmienia i w tej oprawie zaprezentowali nowy kontrakt Rune Thorsta.

To najwyraźniej sezon wyciągania żużlowców z kapelusza, i to takich, którzy wcześniej nie mieli okazji objeżdżać polskich torów. Ryzyko? Oczywiście. Ale patrząc na poprzednie sezony, choćby na przykład Bena Cooka, widać, że czasem takie odważne decyzje potrafią zwrócić się z nawiązką.

Matematyka prawdę powie – podsumowanie w liczbach

Jak już wcześniej wspomnieliśmy, przed rozpoczęciem tegorocznego okna ogłoszono 31 transferów, 31 przedłużeń kontraktów oraz 1 wypożyczenie. W trakcie samego okienka doliczyliśmy się 36 nowych transferów, 16 kolejnych przedłużeń oraz 3 wypożyczeń. Dla porównania: w zeszłym roku mieliśmy tylko jedno, dwutygodniowe okienko, podczas którego ogłoszono 27 transferów, a przed jego startem 28 prekontraktów. Po zakończeniu terminów dorzucono jeszcze 19 kolejnych ogłoszeń, co tylko potwierdza, że żużlowy rynek rządzi się własnym, dość elastycznym kalendarzem.

Oczywiście to jeszcze nie koniec, bo teraz czeka nas ogłaszanie tego co zostało podpisane w okienku oraz druga odsłona tej ustawki, czyli grudniowe „okno uzupełniające”, które bardziej przypomina uzupełnianie zakupów świątecznych na ostatnią chwilę, bo ciotka o której zapomnieliście jednak przyjedzie. A doświadczenie podpowiada, że podobnie jak w poprzednim sezonie nawet po ostatecznym zamknięciu okna pojawią się jeszcze niedobitki ogłoszeń, prezentujące to, co wszyscy i tak wiedzieli od tygodni.

A gdyby tak coś zmienić?

Skoro roszady znamy już w połowie sezonu, skoro prekontrakty ogłaszane są lawinowo, skoro okienko służy właściwie tylko temu, by przepisać na czysto coś, co i tak dawno załatwiono ale żeby było zgodne z regulaminem… to czy nie lepiej byłoby odwrócić sytuację?

Gdyby zakazać informowania o prekontraktach, a idąc jeszcze dalej i bardziej radykalnie: zakazać ich? Żużel mógłby wreszcie wejść w prawdziwą erę transferowych emocji a nie tylko iluzji. I skoro już bawimy się w rewolucję, to czemu nie iść krok dalej? Zamiast okienka trwającego pięć dni, można by zrobić okno trwające trzy, może cztery tygodnie.

Wyobraźmy to sobie: trzy intensywne tygodnie negocjacji, telefony dzwonią non stop, managerowie biegają jak w reality show „Kto pierwszy, ten lepszy”, a kibice codziennie sprawdzają, kto z kim rozmawia, kto zmienił barwy, a kto zmienił zdanie. To byłby czas, w którym naprawdę coś się może wydarzyć. Czas dla managerów, żeby pokazać kunszt, spryt, umiejętności negocjacji i szybkość większą niż zawodnicy podczas GP.

Może więc okno transferowe nie jest po to, by cokolwiek zmieniać, tylko aby było. Symbolicznie Zgodnie z regulaminem. Tak jak taśma, która podnosi się wtedy, kiedy chce, i plandeka, która przecieka zawsze wtedy, kiedy najmniej powinna. Może to właśnie część żużlowego folkloru: trochę absurdów, trochę regulaminów, trochę udawania, że emocje są tam, gdzie dawno ich nie ma.

Czy terminy jeszcze realnie obowiązują?

Kilka dni temu a radiu Elka, Wiceprezes Unii Leszno, Pan Marek Ślotała zapytany o to, czy okienko transferowe to fikcja literacka odpowiedział:

“Mogę tylko potwierdzić i, ze smutkiem dodam plotkę (jeżeli ona jest prawdziwa), że dzisiaj toczy się okienko transferowe – mówimy tutaj o sezonie 2026. Natomiast plotka głosi, że równolegle również prowadzone są rozmowy, oczywiście w sposób nieoficjalny, nawet na sezon 2027. Jeżeli to jest prawda, to jest to fatalna wiadomość.”

I faktycznie, jeśli taka plotka jest prawdą, to znaczy, że terminy przestały kogokolwiek obowiązywać, a cała gra odbywa się już dawno poza zasięgiem oficjalnych dat, za zamkniętymi drzwiami. Nikt o tym głośno nie mówi, bo regulamin zabrania. Ale każdy o tym wie i przyzwala, bo… cóż, to żużel. Regulaminy swoim życiem, dyscyplina swoim. A my (jeśli te doniesienia są prawdziwe) dostajemy jedynie ładnie ubraną i zaaranżowaną szopkę w bożonarodzeniowym klimacie, wszak do świąt już niedaleko: świecidełka, dekoracje, a pod spodem scenariusz znany od miesięcy.

A jednak, gdzieś głęboko, każdy kibic wciąż marzy o prawdziwym transferowym trzęsieniu ziemi. O takim listopadzie, w którym nic nie jest pewne, wszystko jest możliwe, a nazwiska nie wypływają w połowie sezonu. I może kiedyś, jeśli uda się poluzować krawaty i postawić na logiczne rozwiązania, żużel faktycznie doczeka się okna, które działa, a nie tylko okna, które istnieje.

Do tego czasu pozostaje nam wierzyć, że skoro sport potrafi od lat rywalizować ze swoimi własnymi absurdami… to może pewnego dnia je pokona. Choćby przez przypadek. 

Jakie jest Wasze zdanie? Zapraszamy do dyskusji na naszym FORUM.

Autor: Lisek Chytrusek
Grafiki: ZD Media
Transferownia: https://zuzlowydegustator.pl/transferownia/