W 2025 r., zespół z Torunia zaskoczył zdecydowaną większość żużlowej społeczności detronizując w walce o drużynowe mistrzostwo Polski obrońcę tytułu Motor Lublin. Żeby przypomnieć sobie wcześniejszy sezon Apatora, w którym zespół z Torunia był wielką niespodzianką, trzeba się cofnąć o dokładnie dwie dekady do roku 2005.
Sezon 2005 nie rysował się dla zespołu Apatora w różowych barwach. Na początku sezonu, firma Apator oznajmiła, że sezon 2005 będzie ostatnim w którym będzie sponsorować toruński zespół żużlowy.
Ponadto po dwóch latach z drużyny Apatora postanowił odejść krajowy lider tej drużyny w sezonie 2004 Piotr Protasiewicz (średnia biegowa 2,101). Oprócz „Pepe”, odszedł także Tomasz Bajerski. Miejsce ww. dwójki zawodników mieli zająć Andy Smith, który miał dość dobry sezon w Polonii Bydgoszcz, oraz wychowanek klubu Mariusz Puszakowski. Klub z Torunia starał się pozyskać m.in. Roberta Kościechę, ale negocjacje z innymi zawodnikami zakończyły się fiaskiem. Z uwagi na nieudane negocjacje zespół Apatora był zmuszony jechać z juniorem na pozycji seniorskiej, co do złudzenia przypominało konstrukcję składu Stali Gorzów na sezon 2025.
Skład Apatora Toruń na sezon 2005 na papierze nie wyglądał imponująco i był to zespół, który był typowany przez ekspertów jako jeden z kandydatów do spadku. Co prawda w zespole Apatora była dwójka liderów z prawdziwego zdarzenia tj. aktualny indywidualny mistrz świata Jason Crump oraz Wiesław Jaguś, który w poprzednich sezonach miał dość solidną średnią w przedziale 1,9-2,1, jednak resztę zespołu tworzyli wspomniani wcześniej Puszakowski i Smith oraz trójka juniorów Marcin Jaguś, Adrian Miedziński oraz Karol Ząbik.
W sezonie 2004 19-letni Miedziński oraz 18-letni Ząbik osiągnęli średnią biegową poniżej 1.3, a w sezonie 2005 zapowiadało się, że będą regularnie jechać biegi za tzw. „kevlar”, którym był któryś z juniorów, wpisany do składu pod numer przeznaczony dla seniora. W tym miejscu warto zaznaczyć, że na sezon 2005 wprowadzono punkt bonusowy za wygranie dwumeczu, który obowiązuje do dnia dzisiejszego.

Apator sezon zaczął niespodziewanie od meczu wyjazdowego w Lesznie, gdyż pierwsza kolejka została odwołana z uwagi na śmierć papieża Jana Pawła II. Pojedynek w Lesznie potwierdził przedsezonowe przypuszczenia co do Apatora. Dwójka Crump-Jaguś zdobyła 29 z 39 punktów całej drużyny, a zwycięstwo Unii 51:39 nie było w żadnym momencie meczu zagrożone. Tydzień później do Torunia na mecz derbowy przyjechał zespół Polonii Bydgoszcz. Przed meczem była napięta atmosfera z uwagi na powrót na tor w Toruniu Piotra Protasiewicza, który pomimo, że na jednej z konferencji powiedział „sto procent Krzyżak” to jednak wrócił do zespołu z Bydgoszczy. Mecz w Toruniu był zaskakująco jednostronny. Apator od początku miał zdecydowaną przewagę, a bohaterami zespołu „Aniołów” byli Karol Ząbik oraz Adrian Miedziński, którzy zdobyli łącznie 24 pkt. Apator wygrał mecz 53:36. Po meczu z Polonią na zespół Apatora czekało jeszcze większe wyzwanie, potyczka w zaległym meczu z obrońcą tytułu Unią Tarnów. Tarnowianie przystępowali do tego meczu po dwóch domowych zwycięstwach gdzie zdobywali w nich kolejno 58 i 61 punktów.
Skazywany na porażkę zespół Apatora, po wygranym podwójnie biegu juniorskim, przegrywał jednak po piątym biegu 14:16. Jednak od szóstego biegu to zawodnicy gospodarzy wygrali siedem biegów, w tym trzy podwójnie, i ostatecznie zespół Apatora wygrał 50:40. W tym meczu każdy zawodnika gospodarzy pojechał solidne spotkanie, a liderem był prawie kompletny Jason Crump (14 pkt w 5 biegach). Następny mecz zespół Apatora rozegrał w Zielonej Górze. Zespół z Grodu Bachusa poprzedni domowy mecz wygrał z zespołem Wybrzeża Gdańsk 51:39, i był faworytem starcia z Apatorem.
Do połowy meczu gospodarze prowadzili zgodnie z planem, po dziewiątym biegu nawet 30:24. Jednak w biegach od dziesiątego do dwunastego, zawodnicy Apatora wygrali te biegi podwójnie i objęli sześcio-punktowe prowadzenie, którego nie oddali do końca spotkania. Po stronie toruńskiej bohaterem był ponownie Jason Crump, który zdobył 17 pkt w sześciu biegach. Cichym bohaterem był Andy Smith, który w ostatnich dwóch biegach został pokonany jedynie przez lidera gospodarzy Nickiego Pedersena. To co wydawało się niemożliwe przed rozpoczęciem sezonu stało się faktem i Apator po czterech kolejkach był samodzielnym liderem Ekstraligi.
W piątej kolejce do Torunia przyjechał zespół Wybrzeża Gdańsk. Gdańszczanie, który przegrali jedynie dwoma punktami we Wrocławiu (brak Jarosława Hampela w składzie gospodarzy), zdawali się być zespołem, który może gospodarzom napsuć krwi, tym bardziej, że w ekipie gości było aż trzech wychowanków Apatora tj. Chrzanowski, Kościecha i Bajerski. Mecz rozpoczął się od mocnego uderzenia gości i po dwóch biegach było 3:9. Gospodarze po czwartym biegu doprowadzili do remisu. Od piątego biegu do dwunastego, oprócz jednego zwycięstwa gospodarzy w stosunku 4:2, były same biegi zakończone wynikiem 3:3 i gospodarze prowadzili 37:35 po dwunastym biegu. W 13 biegu na sektorach gospodarzy zapanowała konsternacja. Niepokonany w meczu Wiesław Jaguś został pokonany przez Grega Hancocka i… rezerwowego juniora Mirosława Jabłońskiego.
Biegi nominowane z tego meczu stały się już legendarne dla kibiców Apatora. W czternastym biegu zdecydowanie po starcie prowadził Crump, a za nim dość blisko jechał Kościecha, za to za nim z dość dużą stratą jechali Krzysztof Jabłoński oraz Puszakowski. Rywalizacja o trzecie miejsce była niezwykle emocjonująca. Puszakowski na początku czwartego okrążenia był blisko wyprzedzenia Jabłońskiego, gdy nagle zaczął słabnąć motocykl Roberta Kościechy. W ostatni łuk goście wjeżdżali obok siebie tuż przed Puszakowskim. Kościechę delikatnie pociągnęło przy wyjściu z ostatniego łuku, przez co wjechał z Puszakowskim praktycznie równocześnie na linię mety. Po kliku chwilach spiker ogłosił kolejność oznajmiając, że Puszakowski trzeci, a na stadionie przy Broniewskiego wybuchł szał radości. Przed piętnastym biegiem był remis po 42. W piętnastym biegu kapitalnie ze startu wyjechał Jaguś, a za nim Chrzanowski i Miedziński. Niespodziewanie na ostatnim miejscu jechał Greg Hancock. Na wejściu w pierwszy łuk trzeciego okrążenia Hancock delikatnie odsunął Miedzińskiego od krawężnika, ale junior Apatora po szerokiej złapał wystarczającą prędkość i utrzymał pozycję aż do samej mety. Apator wygrał to spotkanie 46:44 i pozostał liderem tabeli.

Na kolejne spotkanie Torunianie musieli czekać, aż trzy tygodnie, gdyż mecz we Wrocławiu został przełożony, a w pierwotnym terminie nie doszedł do skutku także domowy mecz z Włókniarzem, który został rozegrany tydzień później. Od początku mecz toczył się na wyjątkowo przyczepnym torze, czego wyraz swemu niezadowoleniu dał w wywiadzie dla telewizji transmitującej spotkanie Jacek Gajewski, który reprezentował…gości z Częstochowy.
Do szóstego biegu mecz był niezwykle zacięty. W szóstym biegu po świetnym starcie przy krawężniku pociągnęło Adriana Miedzińskiego, który uderzył w prowadzącego Rafała Osumka i junior gospodarzy przewracając się uderzył motocyklem w jadącego bliżej bandy Wiesława Jagusia, który wyleciał z motocykla i z całym impetem uderzył w tor. Włókniarz w powtórce biegu doprowadził do remisu, ale dzięki postawie fenomenalnego Jasona Crumpa, który jako jeden z nielicznych mijał na dystansie rywali, Apator nie pozwolił na objęcie prowadzenia gościom. Po dwunastym biegu gospodarze prowadzili 39:33 i wydawało się, że emocje w tym meczu się skończyły…nic bardziej mylnego. Goście przed piętnastym biegiem doprowadzili do remisu i kibice miejscowi, tak jak trzy tygodnie wcześniej w meczu z Wybrzeżem musieli liczyć, że Apator wygra bieg piętnasty. Niepokonany Crump po starcie wyszedł na prowadzenie z Jagusiem. Gospodarze ustawili się w parę i bronili przed atakami Holty. Norweg z polskim paszportem nie został bohaterem tak jak dwa lata wcześniej na tym stadionie podczas meczu rundy zasadniczej i to Apator wygrał mecz 47:43. Płatny komplet Jasona Crumpa i heroiczna postawa Jagusia, który dokończył ten mecz ze wstrząsem mózgu pozwoliła Torunianom zdobyć dwa punkty.
Na drugi dzień zespół Apatora wybrał się do Wrocławia. Apator stanął przed szansą ponownego zostania samodzielnym liderem Ekstraligi. Gospodarze bez kontuzjowanego Jarosława Hampela zdawali się drużyną, która można pokonać. Jednak przebieg tego spotkania był zaskoczeniem dla wszystkich. Goście od początku prowadzili, a najmniejsza strata gospodarzy to były cztery punkty po piątym biegu. Ostatecznie goście wygrali 51:39 i wrócili na fotel lidera Ekstraligi. Kolejny raz świetny mecz zaliczyli Ząbik z Miedzińskim, którzy zdobyli razem 18 pkt. Wynik Apatora w pierwszej rundzie przerósł oczekiwania praktycznie wszystkich. Wygrali 6 z 7 meczów i z 12 pkt byli samodzielnym liderem, coś co przed sezonem nie śniło się największym optymistom. Za Apatorem z 12 pkt, byli trochę niespodziewanie, Leszczynianie z 10 pkt, a dalej Unia Tarnów i Włókniarz Częstochowa z 8 pkt oraz Polonia Bydgoszcz i Atlas Wrocław z 6 pkt.
W tym miejscu należy przytoczyć nietypowy format rozgrywek na sezon 2005, który już nigdy się nie powtórzył w Ekstralidze. Z pierwszych dwóch miejsc zespoły automatycznie meldowały się w półfinale. Zespoły z miejsc 3-6 i 4-5 jechały dwumecz o awans do półfinału, a zespoły z miejsc 7-8 jechały między sobą dwumecz o uniknięcie bezpośredniego spadku i jazdę w barażu.
Runda rewanżowa zapowiadała się trudna dla Apatora, gdyż cztery z siedmiu meczów mieli jechać na wyjeździe. Apator rozpoczął mecz w Częstochowie i to co się działo w tym meczu było pewną namiastką tego co czego ten zespół w przyszłości. Goście prowadzili po czterech biegach 14:10. Po siedmiu był remis. Jednak kolejne biegi to popis gospodarzy, którzy wygrali 52:38 i zdobyli punkt bonusowy. Głównym winowajcom został okrzyknięty Wiesław Jaguś, który w trzech swoich ostatnich biegach nie zdobył punktu. Na drugim biegunie była postawa 19-letniego Karola Ząbika, którzy zdobył 13 pkt z bonusem w sześciu startach.
Następny mecz gospodarze pojechali u siebie z zespołem z Wrocławia. Zespół z Wrocławia musiał sobie radzić ponownie bez Hampela, ale z możliwością stosowania za niego zastępstwa zawodnika(ZZ).

Mecz ten niespodziewanie był bardzo emocjonujący. Goście od początku meczu prowadzili, a zawodnicy gospodarzy potrafili wygrywać biegi jedynie, które przyczyniały się jedynie do zmniejszenia straty punktowej. Taki scenariusz tego meczu, to głównie „zasługa” Wiesława Jagusia, który w całym meczu zdobył jedynie 1 pkt. Goście w trzecim biegu wygrali nietypowym wynikiem 3:2 i było pewne, że prawdopodobnie w tym meczu nie będzie remisu. Pomimo usilnych starań zawodników Apatora, goście przed piętnastym biegiem nie stracili prowadzenia i na tablicy wyników widniał rezultat 41:42. Po starcie decydującej gonitwy szał radości kibiców miejscowych. Crump z Puszakowskim jadą na 5:1. Czyżby Apator miał wygrać mecz, w którym od początku spotkania cały czas przegrywał? Jednak im dłużej bieg trwał tym większe problemy z płynną jazdą miał Puszakowski. Najpierw został wyprzedzony przez Hansa Andersena, a na drugim łuku trzeciego okrążenia przez Słabonia. Na wejściu w pierwszy łuk czwartego okrążenia, bardzo wąskim atakiem przy krawężniku Puszakowski podjechał pod jadącego pod bandą Słabonia i zawodnik gości upadł. Była to nie lada kontrowersja, gdyż zawodnik Apatora trącił Słabonia, ale pozostawało pytanie czy to był wystarczający kontakt, żeby zawodnik gości upadł bez własnej winy. Po biegu Puszakowski i Crump nerwowo rozmawiali w miejscu upadku ze Słaboniem, gdy nagle na stadionie okrzyk radości kibiców Apatora jednoznacznie wskazał, że sędzia uznał iż Puszakowski nie faulował Słabonia i zaliczył wynik tego biegu jako 4:2, więc ostatecznie gospodarze wygrali cały mecz 45:44.
Tak jak w tym meczu szczęście uśmiechnęło się do Apatora, tak kilka dni później miała miejsce sytuacja, która była punktem kulminacyjnym tego sezonu dla klubu z Torunia. Pięć dni przed meczem w Gdańsku kontuzji doznał świetnie się spisujący Karol Ząbik. Szczęściem w nieszczęściu, było to, że Ząbik miał trzecią średnią w drużynie i mogła być za niego stosowana ZZ. Jak dużą stratą dla Apatora był brak Ząbika pokazał już mecz w Gdańsku. ZZ za Ząbika w czterech biegach zdobyła tylko trzy punkty, pomimo tego Apator z Gdańska wywiózł…dwa punkty.
Apator od początku prowadził w Gdańsku, czego przyczyną była równa jazda całego zespołu. Przed ostatnim biegiem Apator prowadził 44:40 i dość niespodziewanie para Crump-Jaguś przegrała z Bjarne Pedersenem i Tomaszem Chrzanowskim, przez co goście wywieźli z Pomorza jedynie punkt za remis oraz punkt bonusowy. W 11 kolejce miał się zmierzyć Apator z czerwoną latarnią ligi ZKŻ-em Zielona Góra. Torunianie pewnie wygrali to spotkanie 53:37. Na trzy kolejki do końca rundy zasadniczej sytuacja w tabeli Apatora wyglądała fantastycznie.
Apator z 20 pkt prowadził przed Unią Tarnów z 16 pkt i Polonia Bydgoszcz oraz Włókniarzem Częstochowa z 15 pkt.
W 12 kolejce Apator pojechał na mecz derbowy do Bydgoszczy. Celem minimum było zdobycie punktu bonusowy, który ostatecznie goście zdobyli. Torunianie dzielnie dotrzymywali kroku gospodarzom do piątego biegu, ale w kolejnych Bydgoszczanie budowali przewagę punktową. Po jedenastym biegu Polonia prowadziła nawet 39:27 i w dwumeczu traciła już tylko 5 pkt. Ostatnie cztery biegi jednak to m.in. dwa podwójne zwycięstwa gości i Polonia wygrała tylko „za dwa” (49:41).

W przedostatniej kolejce Apator podejmował Unię Leszno. W Toruniu nastrój był bojowy. Apator przed tym meczem miał 2 pkt przewagi nad Unią Tarnów w tabeli i niektórzy po cichu liczyli, że uda się odrobić dwanaście punktów z Leszna, co przy porażce Unii Tarnów we Wrocławiu dałoby pewne pierwsze miejsce po rundzie zasadniczej. Co więcej przed meczem zaległym meczem Apatora we Wrocławiu Unia była liderem tabeli z 10 pkt po siedmiu kolejkach, a w następnych pięciu kolejkach zdobyła jedynie cztery „oczka”.
To co się stało na stadionie przy Broniewskiego 98 było ogromnym szokiem, tym razem negatywnym dla kibiców Apatora. Goście od początku zdecydowanie dominowali w meczu. Tym razem mała liczba punktów z ZZ za Ząbika było bardzo widoczna. Po dziesięciu biegach goście prowadzili 35:25, a Torunianie nie mieli żadnego indywidualnego zwycięstwa (sic!) Czwarta seria wlała trochę wiary w kibiców miejscowych, gdyż Jaguś z Crumpem zaczęli wygrywać i starta zmalała do jedynie dwóch punktów. Niestety dla Apatora w biegu czternastym nie mógł pojechać ani Crump, ani Jaguś, co goście skrzętnie wykorzystali i zapewnili sobie zwycięstwo. Unia zszokowała żużlową Polskę i wygrała 49:41 i co się później okazało jako jedyna w tamtym sezonie wygrała w Toruniu.
Apator tym meczem bardzo skomplikował sobie sytuację przed ostatnim meczem rundy zasadniczej. „Anioły” z 21 pkt prowadziły w tabeli jedynie jednym punktem przed Polonią Bydgoszcz i Unią Tarnów, z którą miały się zmierzyć w Tarnowie. Polonia miała jechać swój mecz u siebie z siódmym w tabeli Wybrzeżem Gdańsk i było w miarę pewne, że wygra mecz i dopisze sobie także punkt bonusowy (w pierwszym meczu tych zespołów, było 46:44 dla Wybrzeża w Gdańsku).
Apator, żeby być w czołowej dwójce na koniec rundy zasadniczej, musiał zdobyć punkt bonusowy tj. przegrać mniej niż dziesięcioma punktami. Do składu gości wrócił Karol Ząbik, co miało pomóc w osiągnięciu tego celu. Jednak to nie Ząbik, a drugi z młodzieżowców Adrian Miedziński zaliczył fantastyczny mecz.
Przebieg spotkania był pozytywny dla gości. Apator po piątym biegu prowadził 16:14. Duża w tym zasługa była Mariusza Puszakowskiego, który w pierwszych trzech biegach zdobył 6 pkt z bonusem. Po dziesiątym biegu nadal utrzymywał się remis, a ten wynik, pomimo zwycięstwa Polonii z Wybrzeżem, dawał Apatorowi pierwsze miejsce po rundzie zasadniczej. W odróżnieniu od czwartej serii w meczu z Unią Leszno, to w tej serii zawodnicy Apatora pojechali najgorzej. Przed biegami nominowanymi Apator w dwumeczu prowadził jedynie dwoma punktami. Ostatecznie różnica nie uległa zmianie po biegach nominowanych. Co prawda Unia Tarnów wygrała 49:41, ale dzięki punktowi bonusowemu zdobytego przez Apator, to Torunianie skończyli rundę zasadniczą na drugim miejscu i musieli czekać na rywala w półfinale. Bohaterem gości był wymieniany wcześniej Adrian Miedziński, który zdobył 14 pkt w sześciu biegach. Powodem do zmartwienia była za to postawa Karola Ząbika, który w pięciu startach zdobył jedynie dwa punkty. Jak się później okazało, zdobycie punktu bonusowego to był ostatni pozytywny akcent tego sezonu dla kibiców Apatora.
Po długiej, prawie miesięcznej przerwie, Apator ponownie pojechał mecz ligowy, i ponownie w Tarnowie. Tak jak w meczu w rundzie zasadniczej Jaguś z 7 pkt był jedynym zawodem dla kibiców z Torunia, tak w półfinale zdobywając 10 pkt jako jedyny pojechał swoje minimum. Reszta zespołu z Jasonem Crump pojechała słabo, a Adrian Miedziński, który zdobył miesiąc wcześniej 14 pkt, tym razem nie zdobył żadnego „oczka”. Finalnie blamaż gości skończył się wynikiem 62:28.

Rewanż w Toruniu zakończył się zwycięstwem Apatora 48:42 i w meczach o brązowy medal mieli się zmierzyć z Włókniarzem Częstochowa. Niestety rywalizacja o brązowy medal została wypaczona tuż przed rozpoczęciem pierwszego meczu. Mecz ustalony na niedzielę nie mógł się odbyć i został przełożony na następny dzień, zgodnie z ówczesnym regulaminem, co spowodowało, że u gości nie mogli wystąpić Jason Crump i Andy Smith, którzy mieli do rozegrania mecz ligi angielskiej. Włókniarz wygrał zgodnie z planem, pewnie 58:32 i ponownie Apator miał odjechać mecz rewanżowy na własnym torze tylko o honor. Apator wygrał rewanż o brązowy medal 47:43 i ostatecznie zakończył sezon, tak jak rok wcześniej, na czwartym miejscu. Przed sezonem czwarte miejsce większość kibiców brałaby w ciemno. Jednak postawa Ząbika i Miedzińskiego do połowy sezonu pozwalała wierzyć, że Apator zostanie czarnym koniem rozgrywek.
Wydaje się, że kontuzja Karola Ząbika i stosowana za niego ZZ kompletnie wyeksploatowała resztę zespołu, co przełożyło się na gorsze wyniki w końcowej fazie.
Sympatycy Apatora mogą żałować, że taki sezon trafił im się akurat w 2005 r. a nie w formacie, który obowiązywał w sezonach 2000-2004 lub 2006 tj. z tabelą podzieloną na dwie czwórki i zachowaniem zdobytych punktów po rundzie zasadniczej, gdyż w takim układzie szansa na medal byłaby znacznie większa.
Autor: Michał Ziółkowski
Fot: Ireneusz Romanek/Retro Speedway